Włócząc się po łęgu widziałem trzy kolorowe ule i koczowisko bezdomnych. Na krzaczkach jeżyny wciąż można było wypatrzyć pojedyncze owoce.
Mętna, zimna woda Wisły pewnie „szła” między wyspami. Stado kormoranów przysiadło na lekko wznoszącym się brzegu jednej z nich. Tuż obok czapla – posępna niby kapłan pogańskiego plemienia.
Na pniu wierzby powalonej przez bobry ktoś wyrąbał siekierą runę „Othala”. Podobno ten znak bywa pomocny w podróży.
