Od jakiegoś czasu po głowie chodziła mi noc z 12 na 13 sierpnia. Namówiłem Marcina, by choć na kilka godzin wyskoczyć z dzieciakami za miasto. W Łomnej, nad brzegiem Wisły, rozłożyliśmy się z karimatami i kocem, aby oglądać coroczne maksimum roju Perseidów. W teorii można zobaczyć nawet sto meteorów w godzinę… w praktyce – księżyc świecił jak reflektor, więc naliczyliśmy ledwie kilka. Artur, wierny tradycji, szeptał życzenia. Najbardziej oryginalne? „Żeby zmienić się w pingwina„. Rankiem okazało się, że magia nie zadziałała. Uf! Już się bałem, że będziemy musieli zainwestować w kostkarkę do lodu i hodowlę karasi 😉
W załączeniu – rysunek pingwina, wykonany przez zainteresowanego.

Nie powiem, ekstrawaganckie życzenie. Co jest podłożem do chęci bycia pingwinem? Latanie raczej nie bardzo. Może pływanie, bo nie sądzę, że kiwanie się przy chodzeniu albo znoszenie jaj. 😉
Ja ostatnio też patrzyłem się w niebo. Nie w poszukiwaniu spadających gwiazd spełniających marzenia, ale ot tak. W mieście niewiele widać przez zanieczyszczenie sztucznym światłem, lecz po wzięciu lornetki można przebić się do głębszej czerni. Uderzyło mnie to, że na niewielkim skrawku nieba, na który patrzyłem, co chwilę pojawiała się przecinająca go biała kropka. Jedna, dwie albo trzy jednocześnie. To mi uświadomiło, ile ludzkich „śmieci” krąży dookoła Ziemi. Kiedyś człowiek się cieszył, gdy namierzył taki punkcik, bo zobaczył „sputnika”. Teraz zastanawiam się, kiedy to wszystko spadnie nam na głowy.
PS. Bycie pingwinem wcale nie musi być takie złe. 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
„Bo ja lubię pingwiny i dlatego chciałbym nim być”. Fakt, sporo tych ruchomych punktów na niebie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba