Drewniany perkoz ;)

Przeglądając zdjęcia, przy okazji pisania notatki o topoli „Marynie”, trafiłem na fotografię pewnego interesującego przedmiotu, o którym już zdążyłem zapomnieć. To intrygująco wyglądający kawał gałęzi lub korzenia, który Marcin znalazł na brzegu Wisły, nieopodal rezerwatu „Łachy Brzeskie”. Z czym kojarzy się Wam to dzieło Rzeki i bobrów? Mi najbardziej przypomina ono jakiegoś nadąsanego perkoza 🙂

Topola biała „Maryna” z Glinek

Dolina Środkowej Wisły to region, w którym nadal można zobaczyć wiele wspaniałych topoli. Są to nie tylko moje ukochane sokory, ale też białodrzewy, osiki oraz topole szare, będące owocem spontanicznego romansu przedstawicieli dwóch uprzednio wymienionych gatunków. Czerpiąc korzyści z sąsiedztwa dużej rzeki, niektóre z nich były w stanie osiągnąć naprawdę imponujące rozmiary.

Tegorocznej zimy wyciągnąłem Marcina do wsi Glinki (gmina Karczew), żeby wyrobić sobie własne zdanie na temat jednego z najgrubszych krajowych białodrzewów. Przy tej okazji chciałbym powiedzieć, że drzewa należące do tego gatunku wywołują we mnie zgoła inne odczucia niż nadwiślańskie sokory. O ile wiekowa topola czarna kojarzy mi się z mroczną boginią łęgu lub sędziwą szamanką, wsłuchaną w szept duchów nadrzecznej ziemi, to w białodrzewie dostrzegam pewną subtelną eteryczność, która sprawia, że patrząc na niego, mój wzrok machinalnie wędruje ku górze. Topola biała, z jasną korą (ciemnieje z wiekiem) i dwubarwnymi, zdającymi się migotać na wietrze liśćmi, wydaje się roztaczać wokół siebie jakąś srebrzystą aurę, mającą posmak mistycznej tajemnicy. Szczególną atmosferę panującą w jej otoczeniu można wyczuć zwłaszcza w zimowe, bezksiężycowe noce, gdy w jej gałęziach mienią się gwiazdy. W takich okolicznościach łatwo popuścić wodze fantazji i uznać jakiś urodziwy białodrzew za centrum nadrzecznego mikrokosmosu. Kto wie, być może w idei axis mundi (łac. oś świata), która zakłada istnienie punktów o najwyższej religijnej doniosłości, wokół których kręci się świat, jest coś więcej niż tylko blaknące wspomnienie po dawnych wierzeniach…

Artystyczna wizja topoli białej i czarnej jako tzw. drzew kosmicznych (jedna z form „axis mundi”).

Wracając na ziemię, a właściwie do Glinek, to głównym celem naszej wycieczki w te okolice była topola „Maryna”. Krótko po dojechaniu na miejsce, znaleźliśmy się pod interesującym nas drzewem. Dotarcie do niego nie stanowiło problemu, ponieważ rośnie ono niewiele ponad 160 metrów na wschód od mostu łączącego Glinki z Górą Kalwarią, tuż za nasypem kolejowym.

Bohaterka niniejszej notatki zrobiła na mnie duże wrażenie. To ogromna topola, która już dawno wyrosła z młodzieńczych lat. Aby opisać jej rzeczywistą wielkość, nie wystarczy powiedzieć, że jej sylwetka wyróżnia się z otoczenia. Drzewa owocowe, rosnące w sadzie obok, w zestawieniu z nią sprawiają wrażenie karłowatych krzewinek, a człowiek wydaje się tylko mizernym krasnalem. Warto wspomnieć, że wielkość „Maryny” jest ponadprzeciętna również w obrębie jej własnego gatunku, którego typowe przedstawicielki nie należą przecież do najmniejszych drzew. Biorąc pod uwagę inne topole białe, rosnące na terenie Polski, obwodem ustępuje ona tylko swej siostrze z Królewa, jednak pomorski białodrzew – w przeciwieństwie do topoli z Glinek, prawdopodobnie powstał ze scalenia się kilku mniejszych drzew.

„Maryna” cieszy się statusem pomnika przyrody od 1977 roku i charakteryzuje się przepiękną, atletyczną sylwetką. Jej regularny, walcowaty pień jest zwieńczony kopulastą koroną, a pozbawione liści, potężne konary mogłyby konkurować wielkością z niejednym miejskim drzewem. Stan zdrowotny topoli wydaje się niezły. W ubiegłym roku uporządkowano teren wokół niej, a samo drzewo poddano kompleksowym zabiegom pielęgnacyjnym. Pamiątkę po tym stanowią stosy pociętych gałęzi, leżące u jego podnóża, a w koronie – kilka stalowych wiązań, którymi ustabilizowano niektóre z konarów. Wspaniale, że ktoś dostrzegł potrzebę podjęcia takich działań, co w przypadku topól z pewnością nie jest regułą. Daje to pewną nadzieję, że topolowa chluba Glinek jeszcze przez długi czas będzie stanowić obiekt podziwu dla miłośników nadwiślańskiej przyrody. Jej wiek szacuje się mniej więcej na 160 lat, a białodrzewy – wbrew obiegowej opinii – nie są krótkowiecznymi drzewami. Niektóre z nich mogą dożywać powyżej trzystu lat. Warto zaakcentować, że jest to okres, w którym na świecie pojawia się i znika przynajmniej tuzin ludzkich pokoleń.

Wizytę u „Maryny” zakończyliśmy małą sesją zdjęciową. Dodatkowo wykonałem też kilka pomiarów przy użyciu taśmy mierniczej dla leśników oraz dalmierza laserowego. Zgodnie z nimi, obwód jej pnia na wysokości pierśnicy (130 centymetrów od linii gruntu) wynosi 886 cm, a wysokość to około 36,8 m. Osobiście, niesamowicie cieszę się, że pojechaliśmy do Glinek i mam nadzieję, że jeszcze tu wrócę. Na pewno chciałbym zobaczyć tę jedną z najpiękniejszych polskich topoli także o innych porach roku, w mniej ponurych okolicznościach przyrody. Pożegnawszy się z drzewem, tradycyjnie ruszyliśmy nad Wisłę. Bez nadrzecznej łazęgi wyprawa nie była by pełna…

Od zmierzchu do świtu

Kiedy rozbijasz namiot na piasku, słońce coraz bardziej wtula się w pierś horyzontu. Nie musisz się martwić, albowiem wszystkie ślady ludzkich stóp, znaczące to miejsce są dziełem wyłącznie jednego autora. Łowiąc uchem klangor żurawi, jesteś szczęśliwy. Nie od dzisiaj wiesz, że samotne obozowanie na otoczonym przez wodę ustroniu ma moc oczyszczania duszy. Niebawem rozpalisz ognisko, by rozsiąść się przy nim, ubrany jedynie w wełnianą bieliznę. Paląc ogień do późna, pijesz kawę za kawą, zjadłeś też trochę fasoli i chleba. Wodząc wzrokiem po rozgwieżdżonym suknie nieba, miałbyś ochotę odprawić jakiś szamański rytuał, ale tajemne arkana są poza twoim zasięgiem. Tej nocy jesteś tylko kacykiem plemienia przybłędów. Kładąc się spać, otulasz się kurtką i przez chwilę rozmyślasz o innych ogniskach. Być może wciąż siedzą przy nich inni „flumenauci” – zauroczeni Rzeką, prostoduszni wagabundowie. Niebawem, wschodzące słońce rozświetli tumany mgły, które dostojnie będą żeglować nad wodą. W takiej ulotnej oprawie każda wyspa może wydawać się Avalonem, ale prawdę na temat tych lądów znają tylko wierzby i stare topole. A ty, gdy już wypełzniesz z namiotu i strzepniesz z powiek resztki snu, będziesz stał osłupiały i patrzył, nie mogąc nasycić się światem. Jeżeli zaś w gnieździe twego serca zacznie wykluwać się pisklę jakiegoś niewysłowionego uczucia, będzie to tęsknota. Żal za czymś dawno utraconym, ale wciąż wszechobecnym…