Wiślany „driftwood” (1) / lampa stołowa

Kawałki drewna z Wisły często posiadają niecodzienne kształty (LINK). Myślę, że niektóre z nich można by z powodzeniem pomylić z dziełem jakiegoś ekscentrycznego rzeźbiarza. Od czasu do czasu przynoszę do domu co ciekawsze egzemplarze, z myślą, że kiedyś zrobię z nich jakiś kreatywny użytek. Zapał jednak ulatnia się szybko, a znaleziska zalegają w piwnicy, upchnięte w kartonach, albo czekają na lepsze czasy, rzucone między zabawki i książki na półkach w naszym mieszkaniu.

Kilka tygodni temu, przy okazji robienia porządków, naszła mnie wena i postanowiłem „wydłubać” swoją pierwszą wiślaną lampę stołową. Efekt mojej pracy możecie zobaczyć poniżej.

Podstawę wykonałem z niedużego kawałka gałęzi, odłamanej od szczątków drzewa, które opadająca Rzeka pozostawiła na jednej z mazowieckich plaż. Mocnym atutem wybranego materiału jest intrygująco wyglądający relief, zdobiący jego powierzchnię, będący efektem żerowania wodnych ksylofagów (doskonale widać go na dwóch ostatnich czarno-białych fotografiach). Operując narzędziami, starałem się, jak najmniej ingerować w naturalny kształt i fakturę drewna. Z „driftwoodem” (nie tylko wiślanym) jest ten problem, że obrabiając go można łatwo przedobrzyć. Jest w nim jakieś surowe piękno, które szkoda byłoby utracić. Jak oceniacie powyższe dzieło? Jeśli tylko czas pozwoli, w tym roku podobnych projektów może być więcej. Surowca mam pod dostatkiem…

Róg jednorożca ;)

Dzisiaj jestem zadowolony, ponieważ udało mi się wyciągnąć Marcina nad Wisłę. Oprócz błota na spodniach i butach, mój koleżka zabrał do domu siatę owocników żółciaka siarkowego (grzyb nazywany czasem leśnym kurczakiem), które wypatrzył na pniu obumierającej wierzby, na jednej z rzecznych wysp. Ja natomiast wzbogaciłem swoją kolekcję drewnianych osobliwości o coś przypominającego róg jednorożca 🙂