„Topola Kromnowska”

We wtorek trzeciego lutego wybrałem się z Marcinem do wsi Kromnów (powiat Sochaczewski), żeby na własne oczy zobaczyć jedną z najbardziej znanych topól czarnych w Polsce. Przymierzałem się do tego wyjazdu od dawna, jednak zawsze działo się coś, co sprawiało, że trzeba było modyfikować plany.

Na miejsce dojechaliśmy około godziny dziewiątej. Zostawiliśmy samochód pod płotem czyjejś posesji i bez pośpiechu podreptaliśmy w stronę wału przeciwpowodziowego. Naga sylwetka interesującej nas sokory, rosnącej po jego drugiej stronie, rzucała się w oczy z daleka. Chwilę później, po wejściu w strefę chaszczy na skraju łęgu, mogliśmy podziwiać ją z bliska. Obiekt naszego zainteresowania spełnił pokładane w nim nadzieje i okazał się uosobieniem tego, czego można spodziewać się po monumentalnej nadwiślańskiej sokorze. „Topola Kromnowska” to prawdziwa olbrzymka, wysoka na ponad 35 metrów, o potężnym pniu, którego obwód na wysokości pierśnicy wynosi 842 centymetry. Pewne cechy jej budowy mogą wskazywać, że jest ona zrosłodrzewem, ale nawet gdyby rzeczywiście tak było, to i tak nie ujmuje jej to niczego.

Szacuje się, że ta konkretna topola liczy sobie ponad dwieście lat. Nie można zatem wykluczyć, że jej początki mogą być zbieżne z pierwszymi latami zaborów. Być może była już sporym drzewem, gdy w oddalonej o zaledwie kilkanaście kilometrów Żelazowej Woli, przychodził na świat Fryderyk Chopin (1810 rok). Nie spekulując, można jednak śmiało założyć, że pamięta czasy Powstania Styczniowego (wybuchło 158 lat temu), którego ważne wydarzenia rozgrywały się w leżącej nieopodal Puszczy Kampinoskiej, i jest starsza od dzieł Jana Matejki czy eposu narodowego „Pan Tadeusz”. Dwa wieki z okładem to szmat czasu, który odbił się na kondycji kromnowskiej sokory. Na szczęście, od 2009 roku Nestorka cieszy się statusem pomnika przyrody i objęta jest prawną ochroną.

Gdy badałem dłonią szorstką fakturę pnia tego majestatycznego drzewa, naszła mnie pewna dygresja. Do niedawna jego sąsiadem był pomnikowy dąb szypułkowy. W przeciwieństwie do topól, dęby to drzewa, które kojarzone są z siłą i długowiecznością, nierzadko wykorzystywane jako symbol heraldyczny, podkreślający znaczenie rodu lub terytorium. Co ciekawe, „Dąb Nadwiślański” nie przetrwał jednak starcia z wezbraną Wisłą i w 2011 roku został powalony. Tymczasem „Topola Kromnowska”, solidnie wczepiona korzeniami w aluwialną glebę, wciąż czerpie z niej siłę. Z niemym uporem pełni swą wartę i, na przekór zmiennym żywiołom, wciąż karmi się Rzeką…

Postscriptum / Nacieszywszy się topolą, zjedliśmy śniadanie, a potem powędrowaliśmy w głąb nadrzecznego lasu i snuliśmy się po nim przez jakiś czas (łęg wierzbowo-topolowy, porastający tutejszy brzeg Wisły, jest naprawdę wspaniały). Pod koniec wyprawy spotkaliśmy dwóch miejscowych, którzy podzielili się z nami informacją, że dwa dni wcześniej niedaleko miejsca, w którym się znajdowaliśmy, w kłusownicze wnyki złapał się samiec wilka. Na szczęście, zwierzę nie odniosło poważnych obrażeń i, po sprawnie przeprowadzonej akcji ratunkowej, zwrócono mu wolność. Podobno na tym terenie operują dwie wilcze watahy. Mocno dają w kość miejscowym bobrom, nie gardzą też sarnami i łosiem…

Zachęta do topolowych „pielgrzymek”

W naszym kraju wiele osób odczuwa potrzebę pielgrzymowania do sanktuariów i miejsc kultu religijnego, słynących z relikwii świętych oraz cudownych obrazów (np. Częstochowa, Licheń, czy Łagiewniki). Ja z kolei, od czasu do czasu, lubię wcielić się w rolę kogoś w rodzaju topolowego pątnika. Nasze rodzime topole czarne (szczególnie te sędziwe) to drzewa, do których czuję szczególne powinowactwo. Osoby pokładające wiarę w horoskopach, mogłyby doszukiwać się źródła tego zjawiska w tym, że przyszedłem na świat czwartego lutego. Data ta według systemu astrologicznego, opracowanego przez niejakiego Edgara Blissa (Astrologie Gauloise„) oznacza bowiem, że znajduję się pod szczególną opieką topoli. Oczywiście takie nadnaturalne wyjaśnienie jest bardzo atrakcyjne, jednak moje umiłowanie tego gatunku drzew ma o wiele bardziej konwencjonalną przyczynę. Dorodna topola czarna to coś, wobec czego trudno jest pozostać obojętnym – zwłaszcza, gdy jest się wrażliwą duszą. W malarstwie i literaturze można znaleźć sporo przykładów dzieł, których twórcy inspirowali się obecnością topól włoskich (zwanych też lombardzkimi) w krajobrazie. Odczucia, jakie wywołują te drzewa o smukłym pokroju, będące męskimi kultywarami topoli czarnej, bledną jednak w zestawieniu z tym, co czuje się stojąc naprzeciw potężnej, nadwiślańskiej sokory.

Rodzime topole czarne – posępne boginie nadrzecznego lasu.

Olbrzymi pień tej ostatniej, obfitujący w malownicze bruzdy i zagłębienia, bulwiaste narośle oraz wiązki pędów odroślowych, a także wielka rosochata korona sprawiają, że śmiało można pokusić się o nadanie jej miana posępnej bogini nadrzecznego lasu. Drzewa te z racji niesamowitego tempa wzrostu oraz zdolności do masowego rozsiewania się, są dla mnie ponadto czymś w rodzaju symbolu nieujarzmionej wolności. Wydaje mi się, że nie tylko ja mam podobne skojarzenia. Niewykluczone, że wspomniane cechy tego gatunku drzew oraz to, iż ongiś stanowiły one powszechny element polskiego krajobrazu, były powodem, dla którego wybierano je do nasadzeń w tak zwanych ogrodach patriotycznych. Tego typu miejsca powstawały w okresie utraty niepodległości Polski, po trzecim rozbiorze i zawierały zaszyfrowane przesłanie. Obecnie sprawa przedstawia się jednak zupełnie inaczej, ponieważ w powszechnym odczuciu topole czarne są uważane za krótkowieczne chwasty – co absolutnie nie ma pokrycia w rzeczywistości. Póki co, można znaleźć jeszcze naprawdę imponujące egzemplarze sędziwych sokor, które niezłomnie trwają na swoich stanowiskach, ale przyszłość gatunku jest niestety niepewna. Jest tak między innymi dlatego, że z każdym kolejnym rokiem ubywa siedlisk, w których mogłyby się one naturalnie odnawiać i dokonywać swobodnej ekspansji. Na ich niekorzyść działa też fakt, że posiadają zdolność do łatwego krzyżowania się z uprawianymi topolami obcego pochodzenia, co mocno zagraża ich czystości genowej. Wziąwszy pod uwagę powyższe kwestie, jestem przekonany, że od czasu do czasu warto się ruszyć i, z otwartym sercem, odwiedzić jakąś sokorę. Spotykając się z drzewem, dobrze wsłuchać się w siebie, a gdy pojawi się nić emocjonalnej więzi z nim, można też (słowem, rysunkiem lub zdjęciem) dać później świadectwo jego nietrwałej wyjątkowości. Gorąco wszystkich do tego zachęcam.