Jakiś czas temu na terenie warszawskiego ogrodu zoologicznego wycięto kilkadziesiąt starych topoli. Pozbawiony korony pień jednej z nich (717 cm obwodu, mierząc na wysokości pierśnicy) pozostawiono na miejscu jako tak zwanego świadka. Stoję na stanowisku, że jeżeli nie ma innej możliwości i drzewo musi zostać ścięte, to – w przypadku braku przeszkód – warto zachować je choćby w takiej postaci. Tego rodzaju „totem” jest bowiem nie tylko świadectwem minionej wspaniałości drzewa, ale też inwestycją w różnorodność biologiczną okolicy.

Martwe drewno – ulegając procesom naturalnego rozkładu – zwraca otoczeniu gromadzone przez lata pierwiastki, jednocześnie stając się stołówką i przytuliskiem dla wielu różnych istot. Jak mogliśmy się przekonać, należą do nich nie tylko grzyby, glony, porosty, bezkręgowce i ptaki. Wypróchniała jama u podnóża topolowego „totemu”, zwróciła także uwagę ciekawskiego Artka (Homo sapiens var. Curiosus), który nie omieszkał wgramolić się do środka i wewnątrz spodobało mu się na tyle, że musieliśmy wyciągać go siłą :).


Jeżeli chcielibyście zobaczyć na własne oczy tę swoistą pamiątkę po topoli czarnej, zdobiącej niegdyś stołeczne ZOO, wówczas – zwiedzając to miejsce – kierujcie się ku skrzyżowaniu ścieżek między wybiegami zebr, wielbłąda dwugarbnego i osłów somalijskich.