W ostatnich latach kilkakrotnie miałem okazję przekonać się o tym, jak długotrwały brak deszczu potrafi odmienić oblicze rzeki. Podczas letnich miesięcy coraz częściej zdarza się tak, iż warszawskie wodowskazy pokazują bardzo niskie wartości stanu wody w Wiśle. W 2015 roku w Porcie Praskim odnotowano rekordowe czterdzieści centymetrów*. W trakcie ubiegłorocznego lata nie było aż tak źle, jednak na przełomie lipca i sierpnia miejscami również bywało piekielnie płytko. To oczywiste, że powyższy trend niepokoi mnie, ale jest także druga strona medalu. Za każdym razem, gdy słyszę, że Wisła wysycha, łapię za pagaj i pędzę nad rzekę.
Płytko. Widok na koryto Wisły w okolicy Golędzinowa (4 sierpnia 2019 roku).
Warszawska Wisła obfituje w wiele ciekawych miejsc, jednak gdy pokazuje się piaszczyste podbrzusze rzeki, najbardziej lubię spływać odcinkiem między dwoma mostami – Gdańskim i Północnym. Za tak zwaną Wyspą Owczą, zlokalizowaną mniej więcej na wysokości Golędzinowa, niska woda odsłania szereg kamiennych raf. Struktury te zbudowane są ze skupisk polodowcowych głazów, rozsianych na sporej powierzchni piaszczystego koryta rzeki. Wisła przelewając się przez ten rejon, miejscami tworzy rwące bystrza.
Rwąca woda przelewa się przez kamienne progi.
Jeżeli w opowieściach o istnieniu syren kryłoby się ziarno prawdy, to myślę, że można by je spotkać właśnie tu. Oczywiście, nie ma dowodów na istnienie legendarnych kobiet-ryb, jednak niektórzy amatorzy wędkarstwa twierdzą, że zarzucając wędkę w tym miejscu są spore szanse, by zmierzyć się z brzaną. Te waleczne, bardzo silne ryby słyną z tego, że nie mają litości – ani dla wędkarzy, ani ich sprzętu.
Środek Wisły. Na horyzoncie komin żerańskiej elektrociepłowni.
Zawsze, gdy tędy przepływam – manewrując wśród kamieni i wystających ponad wodę połaci piasku – z uwagą wypatruję wszelkiej maści „skarbów”. Mogą to być fragmenty zabytkowej architektury, drewniane elementy zatopionych łodzi, potrzaskane ceramiczne garnki, lub porcelanowe talerze, szklane denka butelek, przegniłe świętojańskie wianki, fantazyjnie ukształtowane korzenie, wybarwione na brązowo kości czy przerdzewiałe lotki moździerzowych pocisków. Lista jest długa i nigdy nie wiem, czym zaskoczy mnie rzeka.
Kilka kilometrów dalej, dokładnie naprzeciw żerańskiej elektrociepłowni, znajduje się kilka niewielkich wysepek. W czasie suszy stają się one rozległym piaszczystym półwyspem. Możesz wierzyć, lub nie, lecz jest to prawdziwie dzikie miejsce, w którym bez trudu można zapomnieć o wielkomiejskim szaleństwie. Doskonale wiedzą o tym tutejsze bobry, którym nie straszni wędkarze i hałaśliwi miłośnicy palenia ognisk. Jeżeli dobrze się przyjrzeć, można dopatrzeć się także śladów norek i wydr. Odciski łap, odchody, stosy skorup szczeżui oraz niedojedzone resztki ryb świadczą o tym, że ta okolica nie jest im obca.
Podczas suszy archipelag niewielkich wysepek naprzeciw żerańskiej elektrociepłowni, staje się piaszczystym półwyspem.
Kiedyś widziałem tu nawet bociana czarnego. Buszował wśród stad małych kiełbi uwięzionych w jednym z niewielkich bajorek, które powstały w miejscu, gdzie jeszcze kilka tygodni wcześniej w najlepsze płynęła rzeka. Gdy byłem dzieciakiem, wprost uwielbiałem brodzić w takich kałużach.
Gdy woda w rzece opada, powstają malownicze bajorka, w których czasami uwięzione są drobne ryby.
Podobnie jak w okolicy Golędzinowa i tutaj można natknąć się na mnóstwo ciekawych przedmiotów. Przechadzając się wśród głazów i starych pni, prażących się w słońcu, jak krokodyle, widywałem zmętniałe szklane korale, krzemienne narzędzia, zęby, rogi i kości – w tym wiele naprawdę starych końskich żuchw. Były też skamieliny, lampy naftowe, parciejące opony, dziurawe wiadra, bębny pralek, kłęby żyłki, a także kawałki czarnego dębu, zwanego polskim hebanem. Kiedyś z Marcinem trafiliśmy tu nawet na pordzewiały emaliowany nocnik, z którego ktoś zrobił sobie tarczę strzelniczą.
Wszystko to sprawia, że gdy stan wody w rzece jest niski, to budzi się we mnie natura odkrywcy i czuję szczególną motywację do wyjścia nad rzekę. Jednocześnie, chciałbym Was jednak zapewnić, że każdy powód jest jednakowo dobry.
*Według niektórych źródeł tego dnia w okolicy Mostu Śląsko-Dąbrowskiego poziom wody mógł wynosić zaledwie 26 cm. Trudno to jednak zweryfikować, gdyż wówczas nie było tam wodowskazu.