Nowe, niespodziewane wieści (SW „Siarzewo”)

Przedwczoraj wieczorem (18 sierpnia), jak grom z jasnego nieba gruchnęła pewna wiadomość. Minister Klimatu i Środowiska – p. Michał Kurtyka, wydał niespodziewaną decyzję o uchyleniu w całości i przekazaniu do ponownego rozpoznania Regionalnemu Dyrektorowi Ochrony Środowiska w Bydgoszczy postępowania w sprawie wydania decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach dla budowy stopnia wodnego na Wiśle, w Siarzewie poniżej Włocławka. Z treścią tej decyzji możecie zapoznać się tu.

Uchylenie decyzji, uprzednio wydanej przez RDOŚ w Bydgoszczy, jest pokłosiem aktywnych działań kilku organizacji ekologicznych, zrzeszających ludzi, którym naprawdę zależy na losie Wisły (wielki szacunek dla nich). Mówiąc w skrócie – ta bardzo kosztowna, wzbudzająca kontrowersje inwestycja, była uzasadniana przez decydentów między innymi koniecznością zapewnienia bezpieczeństwa przeciwpowodziowego, ochroną przed suszą oraz zwiększeniem bezpieczeństwa energetycznego Polski (pisałem o tym jakiś czas temu, we wpisie zatytułowanym „W obronie Wisły (2)”). Tymczasem, wspomniane organizacje pozarządowe odwołując się od powyższej decyzji, przedstawiły wiarygodne, oparte na rzetelnych badaniach naukowych argumenty, że powyższe uzasadnienia można włożyć między bajki. Ponadto, w pismach, które zostały złożone na ręce Ministra zaakcentowano, że w procesie wydawania decyzji nie uzasadniono nadrzędnego interesu publicznego oraz złamano postanowienia ustawy o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie środowiska, jak również o ocenach oddziaływania na środowisko. Zwrócono także uwagę na możliwość zniszczenia niektórych obszarów sieci Natura 2000, siedlisk ryb oraz brak analizy alternatywnych rozwiązań.

Sprawa jest istotna, gdyż minister Kurtyka – wbrew dotychczasowej linii politycznej partii rządzącej – przyznał rację organizacjom pozarządowym i zgodził się z większością przedkładanych przez nie argumentów. A zatem, czy to koniec tematu budowy stopnia wodnego w Siarzewie i dążeń do kaskadyzacji Wisły? Naiwnością byłoby sądzić, że kwestia jest załatwiona. W świetle istniejących przepisów minister stojący na czele Ministerstwa Klimatu i Środowiska nie może zakończyć postępowania w tej sprawie. Wydana przez niego obiektywna i oparta na faktach naukowych decyzja daje, jednak pewną nadzieję. Sprawa wraca do punktu początkowego, lecz widać jasno, że projekt SW „Siarzewo” jest oczkiem w głowie „Wód Polskich”, a jego realizacja jest przepychana przysłowiowym kolanem przez Ministerstwo Infrastruktury z ministrem Gbórczykiem na czele. W świetle powyższych faktów każdy scenariusz wydaje się więc możliwy, ale jest szansa, że czas, który trzeba będzie poświęcić na przygotowanie nowej decyzji może działać na korzyść Wisły. W międzyczasie można nagłaśniać temat i próbować docierać z faktami do coraz szerszej grupy ludzi.

Na razie cieszę się z tego małego zwycięstwa. Nie wiem, czy podzielacie moją opinię, ale dla mnie sprawa poruszana w tym poście, to jedna z niewielu dobrych informacji, które ostatnio można było wyłowić z morza złych wieści, wciąż i wciąż napływających ze świata.

„Kotecek”

„Zdaje się, ze widziałem kotecka. O tak! Na pewno widziałem kotecka. Zapewne kojarzycie ten tekst, będący znakiem firmowym kanarka Tweety – jednego z bohaterów kreskówek z serii „Zwariowane melodie”. Kilka tygodni temu mogłem powiedzieć to samo. Wałęsając się po jednej z dzikich, wiślanych plaż wypatrzyłem częściowo zagrzebaną w piasku, niedużą mózgoczaszkę. Gdy przyjrzałem jej się z bliska, okazało się, że należała właśnie do kota. Brunatny kolor znaleziska pozwalał z kolei domniemać, że to konkretne kocisko już dawno temu nieodwracalnie straciło apetyt na ptaki…

Słoneczna lekcja fizyki

Czy jest ktoś taki, kto chociaż raz w życiu nie przystanął na chwilę, żeby zachwycić się zachodem słońca? Ta iście magiczna chwila, stanowiąca element codziennego spektaklu odgrywanego przez naszą najbliższą gwiazdę, porusza w nas czułe struny, ale może stanowić także swoistą lekcję fizyki.

Podziwiając zachodzące słońce możemy zauważyć, że im bardziej zbliża się ono do horyzontu, tym bardziej jego barwa zmienia się na czerwono-brunatną, a błękitny kolor nieba zanika. „Dlaczego tak się dzieje?” – to pytanie, które często pada z ust dzieci w tym kontekście, jednak okazuje się, że nawet wielu dorosłych ma problem z udzieleniem na nie precyzyjnej odpowiedzi. Aby rozwikłać zagadkę, co właściwie odpowiada za tę efektowną przemianę, należy podjąć próbę zrozumienia, w jaki sposób światło słoneczne oddziałuje z ziemską atmosferą. Światło emitowane przez słońce to światło białe, w którego skład wchodzą wszystkie kolory tęczy (fioletowy, niebieski, zielony, żółty, pomarańczowy oraz czerwony). Wiadomo, że poszczególne barwy to fale elektromagnetyczne, charakteryzujące się różną długością (od 400 nanometrów w przypadku fioletu do 700 nanometrów dla czerwieni). Wielkość ta (tzn. długość fali) przekłada się z kolei na ich zdolność do rozpraszania. Najprościej mówiąc – im krótsza jest długość danej fali, tym łatwiej może ulegać ona rozproszeniu. Dysponując tą informacją można stosunkowo łatwo wyobrazić sobie, co dokładnie dzieje się podczas zachodu słońca. Gdy jego pozycja względem horyzontu stopniowo obniża się, światło musi pokonywać coraz grubszą warstwę atmosfery, na skutek czego wzrasta przewaga dłuższych, trudniej ulegających rozproszeniu fal, a do takich zaliczają się te, które są odbierane przez nasze oczy jako barwa pomarańczowa i czerwona.

Zachód słońca nad Martwą Wisłą. Na powierzchni wody – pokrytej siatką fal – rozciąga się migocząca jak brokat smuga słonecznego światła.

Inne ciekawe zjawisko optyczne związane ze słońcem można zobaczyć, gdy zachodzi ono nad zafalowaną powierzchnią wody. W takim przypadku, w pewnym momencie na wodzie pojawia się charakterystyczna, migocząca jak brokat smuga. Ten malowniczy efekt jest przejawem natury fal, które występując w dużej liczbie, stanowią tysiące niewielkich powierzchni zdolnych do odbijania światła. Owe powierzchnie działają, jak zwierciadła, powodujące powstawanie wielu pojedynczych błysków, które finalnie składają się na pojawienie się zniekształconego odbicia źródła światła (w tym przypadku słońca). Niewielkie odchylenia od kierunku poziomego względem obserwatora powodują, że powstające odbicie jest wydłużone, natomiast charakterystyczne migotanie jest oczywiście wynikiem nieustannego ruchu powierzchni wody. Proporcje tej świetlistej smugi można powiązać zarówno z kątem uniesienia słońca, jak i stopniem nachylenia fal. Generalnie, im niżej znajduje się słońce, tym tworzona przez nie świetlista ścieżka jest bardziej wydłużona. Z kolei wzrastająca stromizna fal, powoduje jej zauważalne poszerzenie. Co istotne, powyższe obserwacje można podeprzeć odpowiednimi wzorami matematycznymi, co sprawia, że wiedzę dotyczącą tego zjawiska z powodzeniem wykorzystuje się na przykład do precyzyjnego opisu prądów morskich.

Dlaczego w ogóle piszę o takich sprawach? Uważam, że ciekawość świata i otwartość na zrozumienie zachodzących w nim zjawisk jest czymś, co może uczynić naszą egzystencję bardziej interesującą i w wyższym stopniu świadomą (nie trzeba do tego formalnego wykształcenia :)). Są ludzie, którzy idąc przez życie patrzą głównie przez pryzmat serca, albo rozumu, ale ja należę do osób, które twierdzą, że zawsze warto wybierać drogę biegnącą mniej więcej pośrodku…