Iryzujące szklane cudo

Dawno nie opisywałem żadnych wiślanych znalezisk, dzisiaj częściowo wypełnię tę lukę.

Latem ubiegłego roku, brodząc w Wiśle, na dnie wypatrzyłem coś niebieskawego. Intrygujący przedmiot – po obmyciu go z iłu – okazał się kawałkiem szkła. Nie było to jednak jakieś pospolite szkło w rodzaju denka butelki po piwie 🙂 Mleczno-niebieska znajda z jednej strony miała formę osobliwie zagniecionej, warstwowej masy. Na rewersie nie było warstw, ale na lekko wklęsłej powierzchni również działo się coś ciekawego. Zdobił ją swoisty pejzaż nierówności, zagłębień i wżerów. Całość była obtłuczona na brzegach. Nie będę spekulować, jak powstało to cudo, ani dlaczego znalazło się w Rzece, ale można domniemać, iż spędziło w niej dłuższy czas. Skąd taki wniosek? Powierzchnia obiektu – oglądana pod różnymi kątami – mieniła się kolorami tęczy. Zjawisko optyczne tego rodzaju jest zwane iryzacją (od greckiej bogini Iris) i w przypadku szkła może być skutkiem naturalnie zachodzących procesów. Szklane przedmioty, które długo leżą w wilgotnej glebie – w sprzyjających warunkach – mogą ulegać specyficznemu procesowi starzenia. Woda (o określonym odczynie) wypłukuje ze szkła niektóre z jego składników, czego efektem jest pojawianie się na jego powierzchni wielu super-cienkich warstewek. To właśnie one rozpraszają światło na podobieństwo pryzmatu, dzięki czemu możemy podziwiać swoisty taniec kolorów.

Co ciekawe, znaleziona przeze mnie szklana osobliwość może stać się jeszcze bardziej interesująca. Wystarczy obejrzeć ją w skali „mikro”, wzlatując na skrzydłach wyobraźni. W zbliżeniach jej powierzchni można doszukać się różnych ciekawych rzeczy. Szafirowe góry? Atole wysp na lazurowym morzu? Rozsypane klejnoty? Wielobarwna zorza? Kosmiczne skały? Proszę bardzo! Przeglądając poniższą galerię, możecie sprawdzić to sami…

„Marzanna” z powietrza (12 listopada)

Cześć! Dzisiaj mam przyjemność podzielić się z Wami serią wspaniałych fotografii „Marzanny”, wykonanych przez ARTI DRON & PHOTO.

Jesień to dobry czas na portretowanie tej przedziwnej grudziądzkiej topoli. Jej pozbawiona liści sylwetka wespół z przebarwiającymi się drzewami grądu zboczowego, porastającego stromiznę Kępy Strzemięcińskiej, tworzy niezwykle malowniczą kompozycję. Wokół drzewa feeria ciepłych barw – istny festiwal kolorów…

Grudziądz, końcówka października

W ubiegłym tygodniu udało mi się wygospodarować trochę czasu i wyskoczyć do Grudziądza na kilka dni. Przy okazji zajrzałem do niedawno otwartego Muzeum Handlu Wiślanego FLIS (polecam), mającego siedzibę w jednym ze średniowiecznych spichlerzy, z których słynie miasto. Wiadomo – nie mogłem też nie skorzystać ze sposobności złożenia kolejnej wizyty monumentalnej topoli czarnej, rosnącej przy Cytadeli. Miałem nadzieję, że tym razem uda mi się sportretować ją w całej okazałości. Niestety, wciąż nie było to możliwe. Wyjątkowo wysokie temperatury panujące tej jesieni spowodowały, że tegoroczny okres wegetacyjny wydłużył się o prawie miesiąc (!) i sylwetkę sokory nadal przesłaniały ulistnione gałęzie okolicznych krzewów oraz drzew. Spędziwszy trochę czasu w towarzystwie tej topolowej matrony, przyszło mi na myśl, że jej mroczna aparycja oraz rozmiary sprawiają, iż może kojarzyć się ona z sienkiewiczowską Horpyną. Co ciekawe, rosła wiedźma z powieści „Ogniem i mieczem„, wieszcząca z koła młyńskiego, mieszkała w „Czarcim Jarze”. W pobliżu naszego drzewa – idąc na północ – także można znaleźć coś w rodzaju jaru. Biegnie on ku Wiśle stromym zboczem Kępy Fortecznej i płynie nim (okresowo?) niewielki ciek wodny. W przypadku, gdyby nazwy drzewa zaproponowane we wniosku o objęcie go pomnikową ochroną nie przyjęły się, to „Horpyna” mogłaby stanowić atrakcyjną, nieobojętną dla wyobraźni alternatywę.

Aura raczej nie sprzyjała wędrówkom po lesie (siąpił nieprzyjemny deszcz), ale nie odwiodło mnie to od przeprowadzenia małego rekonesansu zbocza Kępy Fortecznej. W drodze powrotnej moją uwagę zwróciły liczne lisie nory, lipa drobnolistna o intrygującym pokroju oraz pewien okazały jesion.

Odwiedziny u sokory spod grudziądzkiej Cytadeli (27 października br.) i fotografia intrygująco rozgałęzionej lipy drobnolistnej (ostatnie zdjęcie), rosnącej w Lesie Garnizonowym na Kępie Fortecznej.

Tymczasem, po przeciwnej stronie miasta, u stóp drugiej z kęp, między którymi pierwotnie usytuowany był Grudziądz, moja Marzanna wciąż trwa, dumnie eksponując swoją okaleczoną, ale jakże niesamowitą sylwetkę. Czasem, gdy studiuję szczegóły jej postaci, zastanawiam się, czy mieszkańcy pobliskiego osiedla biorą w ogóle pod uwagę, że mają pod nosem jedno z najdziwniejszych krajowych drzew. Sebastian Czeremcha (pozdrowienia) – autor m. in. bloga „Szepty Kniei” (LINK), określił ją mianem dostojnej królowej na tronie powstałym z historii jej próchna. Na zdjęciach obrazujących jej masywne, spływające ku Wiśle, splątane napływy korzeniowe dostrzegł twarze, istoty i stwory. Wśród nich były smok, ośmiornica, czy gnomy grające na trąbkach. Według Sebastiana, Marzanna niesie, jakieś przesłanie od tych swoistych leśnych skrzatów, które strzegą jej przestrzeni. Twierdzi on, że wyjątkowo licznie zgromadziły się wokół drzewa. Czasem straszą, innym razem psocą, ale z natury są dobre.

Faktem jest, że niecodzienna fizjonomia tej topoli potrafi działać na wyobraźnię – zwłaszcza, jeżeli obserwator jest osobą wysoce wrażliwą. Wiem o tym od czasów mojego wczesnego dzieciństwa 🙂 Teraz, wiele lat później – mimo ograniczonych zasięgów tego bloga i moich zdolności pisarskich – staram się pokazywać ją światu, wziąwszy na siebie rolę jednego z jej kronikarzy i orędowników. Niestety, kondycja Marzanny stale pogarsza się. Osobiście, szczególnie niepokoi mnie paskudne uszkodzenie pnia, będące skutkiem wyłamania jednego z potężnych, nisko osadzonych konarów. Feralne miejsce coraz bardziej próchnieje i aktualnie ma postać wielkiej, ziejącej jamy (z jej krawędzi wyrastają korzenie przybyszowe), która niebawem będzie w stanie pomieścić dorosłą osobę. Pośrednim dowodem na postęp rozkładu jest również to, że spory czerwonawy otoczak, tkwiący w splotach jej korzeni, niedawno zapadł się do wnętrza i teraz umiejscowiony jest dużo niżej. Nie ulega wątpliwości, że czas gra na szkodę drzewa, ale z drugiej strony, warto mieć na uwadze, że przemijanie wpisane jest w życie każdej istoty. Marzanna daje nam lekcję odchodzenia, ale jednocześnie wydaje się mieć w sobie jakiś pierwiastek buntu, który – wbrew przeciwnościom – pomaga jej ciągle trwać…

Topola Marzanna i kadry „strzelone” na wysokości Kępy Strzemięcińskiej (na jednym ze zdjęć widać odchody wydry); 26-29 października 2023 roku.