Miasto rządzi się swoimi prawami, ale flory to nie obchodzi. Roślinność jest niepokorna i kiedy tylko może, wyciąga gałęzie po swoje.
Na zdjęciach ubiegłoroczna inwazja siewek i odrostów korzeniowych topoli białej, dla których beton nie stanowił przeszkody. Drzewka ostro pięły się w górę. Taki stan rzeczy trwał dobre kilka tygodni. W szczytowym momencie niektóre z samosiejek, które wyrosły wzdłuż ulicy Marymonckiej urosły tak bardzo, że sięgały mi powyżej pasa.
Krótko potem nastąpił ruch miasta. Z trawników zrobiono spalone słońcem ścierniska, a chodniki i place zabaw potraktowano rakotwórczym roundup-em.
Cywilizacja wygrywa, ale nie od dzisiaj wiadomo, że w miejskiej dżungli dzikość z reguły ma tylko chwilową przewagę. Na warszawskich osiedlach zielony sen o potędze na razie nie ma szansy się ziścić…