Ubiegłoroczna inwazja

Miasto rządzi się swoimi prawami, ale flory to nie obchodzi. Roślinność jest niepokorna i kiedy tylko może, wyciąga gałęzie po swoje.

Na zdjęciach ubiegłoroczna inwazja siewek i odrostów korzeniowych topoli białej, dla których beton nie stanowił przeszkody. Drzewka ostro pięły się w górę. Taki stan rzeczy trwał dobre kilka tygodni. W szczytowym momencie niektóre z samosiejek, które wyrosły wzdłuż ulicy Marymonckiej urosły tak bardzo, że sięgały mi powyżej pasa.

DSC06024DSC06023DSC06025DSC06027

Krótko potem nastąpił ruch miasta. Z trawników zrobiono spalone słońcem ścierniska, a chodniki i place zabaw potraktowano rakotwórczym roundup-em.

Cywilizacja wygrywa, ale nie od dzisiaj wiadomo, że w miejskiej dżungli dzikość z reguły ma tylko chwilową przewagę. Na warszawskich osiedlach zielony sen o potędze na razie nie ma szansy się ziścić…

Brzeg jak ogród

Siódmego czerwca. Płynąc Wisłą wzdłuż stromej krawędzi brzegu*, powstałej w wyniku osunięcia się gruntu nieopodal Bożej Woli mogłem zobaczyć, że pod koniec wiosny nawet takie niegościnne miejsca mogą stać się czymś w rodzaju ogrodu. W tym przypadku powstał jedyny w swoim rodzaju, minimalistyczny ogród wertykalny. Możecie ocenić to sami:

DSC07722DSC07786DSC07785

Dziewanna, skrzyp, maki, jastrun oraz inne byliny tworzą kompozycję, której nie powstydziłby się architekt krajobrazu. Przyznaję, że dopiero w tym roku zwróciłem na to uwagę. Mijając ten rejon zawsze koncentrowałem się na wielkiej zgrai brzegówek, które mają w tym klifie dużą kolonię, ale o tym być może napiszę przy innej okazji…

*wędkarze nazywają takie miejsca dzikimi burtami.