Grudziądz. Na zboczu Kępy Strzemięcińskiej kwitną pierwiosnki.
Krótko po burzy wsłuchuję się w znajomy szept Wisły. Mętna woda chlupocze, przelewając się przez kanciaste kamloty, z których zbudowano tutejsze regulacyjne ostrogi. Rechoczą żaby z pobliskiego starorzecza. Kilka śmieszek nerwowo krąży w pobliżu rozkołysanej czerwonej boi (jeszcze niedawno jej w tym miejscu nie było). Rzeka wreszcie przybiera, a moje złachane buty znów w błocie. Podpity grubas w przykrótkim t-shircie drze mordę do kogoś niewidocznego, po czym zarzuca wędkę (chwilę wcześniej sikał do rzeki). Tymczasem, gdzieś w oddali – na piaszczystej ławicy, majaczy jakiś jasny punkcik. Nieuchronnie ubywa dnia. Zjawa to, czy czapla?

Znaczy, wszędzie tak samo. Następny przystanek: Boże Ciało.
W taki czas lepiej zostać w domu.
PolubieniePolubione przez 1 osoba