Krótko o tym, że czasami sprawy mogą mieć zaskakujący obrót (12 października)

Wciąż nie do końca dociera do mnie to, co wydarzyło się podczas wczorajszego pikniku dendrologicznego organizowanego przez Zarząd Zieleni m.st. Warszawy. Okazało się mianowicie, że topola kanadyjska, odmiany późnej, żółtolistnej – znana jako Topola Obrońców – zgłoszona przeze mnie do tegorocznej edycji plebiscytu „Warszawskie Drzewo Roku”, zgarnęła ponad połowę z niemal 10 tys. oddanych głosów i zdobyła tytuł.

Po ujawnieniu finałowej stawki, zapoznawszy się z „metrykami” poszczególnych drzew (podobnie, jak wielu innych) byłem przekonany, że zwycięży dąb „Geralt”, kojarzony z popularną grą komputerową. Jego kandydatura była szeroko eksponowana w przestrzeni publicznej i mocno promowana – także przez znane osoby. Z „Wiedźminem” trudno się mierzyć… a jednak rzeczywistość potrafi zaskoczyć. Praski „Geralt” ostatecznie wylądował bowiem na drugim miejscu. Co ciekawe, brąz przypadł w udziale potężnej bielańskiej sokorze z dziedzińca Akademii Wychowania Fizycznego. Zapewne niektórzy z Was pamiętają, że właśnie to drzewo było moim ubiegłorocznym kandydatem [LINK]; w tegorocznej edycji ktoś inny wyciągnął je z symbolicznej szafy i zgłosił ponownie.

Nieoczekiwany sukces topól naprawdę cieszy. Chciałbym wierzyć, że kruszy się warstwa uprzedzeń, która od lat kładzie się cieniem na ich reputacji (wbrew obiegowym opiniom to wcale nie „drzewa-chwasty”). Czy tak jest? Nie wiem, ale kropla drąży skałę. Tymczasem, miło pomyśleć, że niekiedy można mieć na rzeczywistość jakiś odczuwalny wpływ.

Korzystając z okazji – ogromne podziękowania dla wszystkich, którzy oddali głos na pomnikową, ochocką topolę, kibicowali jej albo namawiali innych do głosowania. Dziękuję też za wszystkie miłe słowa, które usłyszałem i przeczytałem przy okazji konkursu. Sam plebiscyt uważam za świetną inicjatywę – co roku z przyjemnością biorę w nim udział i, jeśli tylko będzie to możliwe, planuję robić to dalej.