„Marzanna” z powietrza (12 listopada)

Cześć! Dzisiaj mam przyjemność podzielić się z Wami serią wspaniałych fotografii „Marzanny”, wykonanych przez ARTI DRON & PHOTO.

Jesień to dobry czas na portretowanie tej przedziwnej grudziądzkiej topoli. Jej pozbawiona liści sylwetka wespół z przebarwiającymi się drzewami grądu zboczowego, porastającego stromiznę Kępy Strzemięcińskiej, tworzy niezwykle malowniczą kompozycję. Wokół drzewa feeria ciepłych barw – istny festiwal kolorów…

Grudziądz, końcówka października

W ubiegłym tygodniu udało mi się wygospodarować trochę czasu i wyskoczyć do Grudziądza na kilka dni. Przy okazji zajrzałem do niedawno otwartego Muzeum Handlu Wiślanego FLIS (polecam), mającego siedzibę w jednym ze średniowiecznych spichlerzy, z których słynie miasto. Wiadomo – nie mogłem też nie skorzystać ze sposobności złożenia kolejnej wizyty monumentalnej topoli czarnej, rosnącej przy Cytadeli. Miałem nadzieję, że tym razem uda mi się sportretować ją w całej okazałości. Niestety, wciąż nie było to możliwe. Wyjątkowo wysokie temperatury panujące tej jesieni spowodowały, że tegoroczny okres wegetacyjny wydłużył się o prawie miesiąc (!) i sylwetkę sokory nadal przesłaniały ulistnione gałęzie okolicznych krzewów oraz drzew. Spędziwszy trochę czasu w towarzystwie tej topolowej matrony, przyszło mi na myśl, że jej mroczna aparycja oraz rozmiary sprawiają, iż może kojarzyć się ona z sienkiewiczowską Horpyną. Co ciekawe, rosła wiedźma z powieści „Ogniem i mieczem„, wieszcząca z koła młyńskiego, mieszkała w „Czarcim Jarze”. W pobliżu naszego drzewa – idąc na północ – także można znaleźć coś w rodzaju jaru. Biegnie on ku Wiśle stromym zboczem Kępy Fortecznej i płynie nim (okresowo?) niewielki ciek wodny. W przypadku, gdyby nazwy drzewa zaproponowane we wniosku o objęcie go pomnikową ochroną nie przyjęły się, to „Horpyna” mogłaby stanowić atrakcyjną, nieobojętną dla wyobraźni alternatywę.

Aura raczej nie sprzyjała wędrówkom po lesie (siąpił nieprzyjemny deszcz), ale nie odwiodło mnie to od przeprowadzenia małego rekonesansu zbocza Kępy Fortecznej. W drodze powrotnej moją uwagę zwróciły liczne lisie nory, lipa drobnolistna o intrygującym pokroju oraz pewien okazały jesion.

Odwiedziny u sokory spod grudziądzkiej Cytadeli (27 października br.) i fotografia intrygująco rozgałęzionej lipy drobnolistnej (ostatnie zdjęcie), rosnącej w Lesie Garnizonowym na Kępie Fortecznej.

Tymczasem, po przeciwnej stronie miasta, u stóp drugiej z kęp, między którymi pierwotnie usytuowany był Grudziądz, moja Marzanna wciąż trwa, dumnie eksponując swoją okaleczoną, ale jakże niesamowitą sylwetkę. Czasem, gdy studiuję szczegóły jej postaci, zastanawiam się, czy mieszkańcy pobliskiego osiedla biorą w ogóle pod uwagę, że mają pod nosem jedno z najdziwniejszych krajowych drzew. Sebastian Czeremcha (pozdrowienia) – autor m. in. bloga „Szepty Kniei” (LINK), określił ją mianem dostojnej królowej na tronie powstałym z historii jej próchna. Na zdjęciach obrazujących jej masywne, spływające ku Wiśle, splątane napływy korzeniowe dostrzegł twarze, istoty i stwory. Wśród nich były smok, ośmiornica, czy gnomy grające na trąbkach. Według Sebastiana, Marzanna niesie, jakieś przesłanie od tych swoistych leśnych skrzatów, które strzegą jej przestrzeni. Twierdzi on, że wyjątkowo licznie zgromadziły się wokół drzewa. Czasem straszą, innym razem psocą, ale z natury są dobre.

Faktem jest, że niecodzienna fizjonomia tej topoli potrafi działać na wyobraźnię – zwłaszcza, jeżeli obserwator jest osobą wysoce wrażliwą. Wiem o tym od czasów mojego wczesnego dzieciństwa 🙂 Teraz, wiele lat później – mimo ograniczonych zasięgów tego bloga i moich zdolności pisarskich – staram się pokazywać ją światu, wziąwszy na siebie rolę jednego z jej kronikarzy i orędowników. Niestety, kondycja Marzanny stale pogarsza się. Osobiście, szczególnie niepokoi mnie paskudne uszkodzenie pnia, będące skutkiem wyłamania jednego z potężnych, nisko osadzonych konarów. Feralne miejsce coraz bardziej próchnieje i aktualnie ma postać wielkiej, ziejącej jamy (z jej krawędzi wyrastają korzenie przybyszowe), która niebawem będzie w stanie pomieścić dorosłą osobę. Pośrednim dowodem na postęp rozkładu jest również to, że spory czerwonawy otoczak, tkwiący w splotach jej korzeni, niedawno zapadł się do wnętrza i teraz umiejscowiony jest dużo niżej. Nie ulega wątpliwości, że czas gra na szkodę drzewa, ale z drugiej strony, warto mieć na uwadze, że przemijanie wpisane jest w życie każdej istoty. Marzanna daje nam lekcję odchodzenia, ale jednocześnie wydaje się mieć w sobie jakiś pierwiastek buntu, który – wbrew przeciwnościom – pomaga jej ciągle trwać…

Topola Marzanna i kadry „strzelone” na wysokości Kępy Strzemięcińskiej (na jednym ze zdjęć widać odchody wydry); 26-29 października 2023 roku.

Warszawski świt, 15 października

Tegoroczny październik jest zaskakująco ciepły, ale aura niebawem powinna się zmienić (ku Polsce sunie potężny niż). Tymczasem, w stołecznej Wiśle wciąż niska woda. Warszawski świt zastał nas wśród łysych łbów polodowcowych głazów, vis-a-vis żerańskiej elektrociepłowni. Dzisiaj nie jestem w pisarskim nastroju, ale nie widzę przeszkód, by podzielić się z Wami zbiorem kilkunastu nadrzecznych „migawek”…

„Światowy Dzień Drzewa” / garść topolowych wieści

Serwus! Dziesiątego października to „Światowy Dzień Drzewa”. Celem tej inicjatywy jest zwrócenie uwagi społeczeństwa na rolę drzew dla funkcjonowania naszej planety. Obecnie intensywnie wylesiamy Ziemię, nierzadko odsuwając od siebie myśl, iż bez roślin drzewiastych nie przetrwalibyśmy zbyt długo. Biorąc pod uwagę wyłącznie podstawowe kwestie, to uczestnicząc w szeregu naturalnych procesów produkują one tlen i pożywienie, regulują lokalny klimat, oczyszczają wodę, zapobiegają erozji gleby oraz stanowią dom dla nieprzebranej liczby istnień. Myśląc o drzewach, które nas otaczają warto o tym pamiętać.

Korzystając ze sposobności, chciałbym podzielić się z Wami garścią dobrych wieści, dotyczących trzech „moich” drzew.

Siódmego października w Warszawie, na łąkach golędzinowskich odbył się Piknik Dendrologiczny. Oprócz innych wydarzeń z nim związanych, w pawilonie edukacyjnym „Kamień” zaprezentowano zdjęcia drzew, które zakwalifikowały się do finału konkursu na „Warszawskie Drzewo Roku„. Wśród trzynastu osobników, reprezentujących poszczególne dzielnice Stolicy (prawie połowę stanowiły dęby szypułkowe) znalazło się też drzewo, które już znacie. Topola „Piastunka” reprezentuje Bielany, ale nieformalnie występuje także w imieniu wszystkich warszawskich topoli. Co ciekawe, do konkursu zgłosiłem ją jako topolę holenderską (Populus xcanadensis ‚Marilandica’; taką „etykietę” pierwotnie przypiął jej jeden z topolowych ekspertów poproszonych przeze mnie o opinię), i ku mojemu zdziwieniu warszawscy dendrolodzy po przeprowadzeniu oględzin w terenie stwierdzili, że jest ona rodzimą topolą czarną. To świetne wieści. Co do błędnego oznaczenia, to jeżeli chodzi o systematykę rodzaju Populus, rozpoznawanie poszczególnych gatunków i kultywarów bywa karkołomnym zadaniem. Wynika to z dużej zmienności morfologicznej w obrębie rodzaju, gatunku, jak również pomiędzy poszczególnymi osobnikami. Sprawę dodatkowo komplikuje występowanie mieszańców.

Piękna fotografia autorstwa p. Krzysztofa Babickiego, prezentująca sylwetkę „Piastunki” na potrzeby tegorocznej edycji konkursu „Warszawskie Drzewo Roku” [źródło].

Pozostałe wiadomości dotyczą dwóch grudziądzkich sokor znad Wisły, którym szczególnie kibicuję. Na początku tego miesiąca zostałem poinformowany, że znacznik poświęcony „Marzannie” na mapach Google, kliknęło ponad 200 000 osób (!). To znakomity wynik (liczba ta ponad dwukrotnie przewyższa liczbę mieszkańców Grudziądza), pokazujący, że ta topola o unikalnym pokroju cieszy się sporym zainteresowaniem i wciąż zyskuje na uwadze.

Topola „Marzanna” (w środku kadru), uwieczniona z powietrza latem tego roku (zdjęcie publikuję dzięki uprzejmości „ARTI DRON & PHOTO”).

Ponadto, niespodziewanie szybko otrzymałem odpowiedź na moje sierpniowe pismo, kierowane do Prezydenta Grudziądza z prośbą o objęcie topoli spod Cytadeli (aktualnie najgrubsza znana topola w Polsce) pomnikową ochroną, w którym poinformowano mnie, że „(…) tut. Organ przeprowadzi procedurę ustanowienia w/w drzewa pomnikiem przyrody„. Po raz kolejny przekonałem się zatem, że warto aktywnie działać na rzecz ochrony nadwiślańskiej przyrody, do czego i Was gorąco zachęcam. Wciąż zdarzają się decydenci otwarci na oddolne inicjatywy, czego najlepszym przykładem są przedstawiciele grudziądzkiego magistratu. Jakiś czas temu Grudziądz otrzymał nowe hasło promocyjne. Brzmi ono „Grudziądz – Miasto Otwarte” i na przykładzie moich doświadczeń widzę, że może być ono realizowane w praktyce… Jeżeli i Wam nieobojętny jest los naszych rodzimych topoli, trzymajcie proszę kciuki za pomyślny finał tej sprawy.

PS. Jeśli chcecie, możecie wesprzeć „Piastunkę” w tegorocznej edycji konkursu „Warszawskie Drzewo Roku” i oddać na nią swój głos (LINK). Rozpropagowanie wiedzy o jej istnieniu, docelowo może zwiększyć szanse na ustanowienie jej pomnikiem przyrody (wniosek w tej sprawie został złożony przeze mnie w ubiegłym roku i jest nadal rozpatrywany).

Noc na ośnieżonych piaskach (19/20 listopada 2022)

Kilka tygodni temu ustaliliśmy z Marcinem, iż mamy do obgadania kilka tematów i że w zasadzie można by to połączyć z jakimś noclegiem w terenie. Termin naszego biwaku zbiegł się w czasie z nagłym ochłodzeniem, ale ujemna temperatura nie była w stanie ostudzić naszych rozgorączkowanych głów. Kiedy przyczłapaliśmy nad Wisłę objuczeni garbami plecaków, nasze cienie były już długie, a nisko zawieszone słońce krasiło światłem jej przeciwległy brzeg. Nad ospale płynącą wodą od czasu do czasu przewalały się stada mew, zaś w tle chropawo nawoływały się kruki. Szybko ubywało dnia, więc niezwłocznie zabraliśmy się za rozbijanie namiotu i szykowanie ogniska. Nadrzeczne połacie piasku nocą oprószył śnieg. Wbijając śledzie w zmrożone podłoże, Marcin żartował, że to najlepszy moment na biwakowanie, ponieważ z pewnością nie będzie komarów 🙂 Ogień zapłonął na dobre prawie w tej samej chwili, kiedy na niebie dostrzegliśmy Jowisza. Podczas, gdy mój druh bawił się w „ogniskowego”, ja włóczyłem się po okolicy rozświetlając mrok lampą naftową. Potem, wlewając w siebie kolejne kubki kawy, ćwiczyliśmy się w sztuce „nicnierobienia”. Niedługo przed północą – zziębnięci i solidnie przywędzeni dymem – wbiliśmy się w śpiwory. Stłumione głosy przelatujących gęsi przypomniały mi naszą wyprawę na Svalbard (2017 rok), gdzie także dostawaliśmy w skórę na własne życzenie. Tam jednak było jasno przez całą dobę i trzeba było wypatrywać białych niedźwiedzi, mając u boku hitlerowski karabin. Teraz, starając się zasnąć, wsłuchiwałem się w odgłosy nocy. Moja Rzeka była tuż obok – zimna, spokojna i dzika, a generał mróz, nie pytając nikogo o zgodę, brał we władanie piaszczysty świat…

Topola „Marzanna” (30 października)

Środek jesieni. W mieście spichrzy i ułanów od rana siąpi deszcz. Tymczasem „Marzanna” – sędziwa topola, która nosi na sobie ślady huraganowych wiatrów, ludzkiej głupoty i naporu cyklicznie rozpychającej się Rzeki, nadal wzbogaca swą obecnością wiślany brzeg. Jej gałęzie są prawie nagie, ale sposobi się do zimowego snu częściowo okryta swoistym pledem, utkanym z pędów chmielu oraz wielobarwnie ulistnionych gałęzi drzewek i krzewów, które wyrosły w jej cieniu. Chwilowo zdobią ją także czerwone korale owoców dzikiej róży, głogu i trzmieliny, tudzież czarne paciorki jagód derenia. Studiując coraz bardziej okaleczoną sylwetkę drzewa, trudno uciec od myśli, że nic nie jest dane na zawsze. Bywając w Grudziądzu co pewien czas, ze smutkiem rejestruję kolejne odłamane konary, lecz – mimo wszystko – jakiś wewnętrzny głos podpowiada mi, że rzeczne duchy wciąż sprzyjają tej niezwykłej sokorze. Tym razem Wisła złożyła u jej stóp pokaźną wierzbę, balot siana, śniętą rybę oraz kilka ogryzionych przez bobry patyków. Dzisiaj goni mnie czas, ale jeszcze tu wrócę. Żegnając się z weteranką, kładę dłoń na jej grubych, jak anakondy, splątanych korzeniach. Gdzieś, między nimi tkwi spory, otoczak z czerwonego porfiru. Czy to właśnie w nim zaklęte jest serce drzewa? Nikt nie wie, ale niewykluczone, że tak długo, jak kamień tam będzie, życie „Marzanny” wciąż będzie trwać…

Sto słów dziwną nocą (31 października)

Zmiana czasu z letniego na zimowy, więc kurtyna ciemności godzinę wcześniej spada na świat. Siedzę na odłamanej gałęzi pod starą, nadwiślańską topolą i nasiąkam nastrojem tej nocy. Nie widać gwiazd. Zza szarawej tkaniny mgły dobiega nosowe gęganie gęsi, które cały czas zlatują się na piaszczystą wysepkę pośrodku Rzeki. Ich krzykliwe rozmowy brzmią, jak koncert z innego świata. Próbuję przywołać w pamięci obraz tych, którzy odeszli, ale moje myśli są zbyt rozproszone. Wisła pluszcze cicho, a ja mam wrażenie, że śnię dziwny sen. Wylewam na ziemię trochę miodowego piwa. W miarę upływu czasu, głosy ptaków wydają się coraz głośniejsze. Zza zimnej wody dobiega stłumione szczekanie jakiegoś psa…

Tratwa i „dzikie” pomidory

Dwudziesty czwarty września. Krótko przed zachodem słońca ruszyłem tyłek nad Wisłę. Pamiętacie niby-kajak klecony z gałęzi, folii i taśmy klejącej, o którym pisałem niemal dwa lata temu (LINK)? Dzisiaj, niedaleko od miejsca, w którym go znalazłem, trafiłem na kolejne prowizoryczne „pływadło”.

Jak możecie zobaczyć, tym razem mamy do czynienia z tratwą zbudowaną na bazie czegoś w rodzaju piwnicznych drzwi, osadzonych na kilku plastikowych kanistrach. Jeszcze jedno tego rodzaju znalezisko i chyba zacznę mówić o „Warszawskiej Szkole Pływania na Niczym” 😉 . Tymczasem na brzegu Rzeki od groma krzaczków „dzikich” pomidorów…