Cześć! Nie od dziś wiadomo, że ludzie pływają po Wiśle różnymi wynalazkami. Należą do nich wszelkiej maści tratwy, budowane z wykorzystaniem beczek, dętek od traktora lub plastikowych butelek. Mogą to być także łódki klecone z rurek PCV i plandek ogrodniczych, a nawet zwykłe wanny.
Mniej więcej na początku listopada, gdy kręciłem się bez celu nad rzeką, trafiłem na tego typu konstrukcję. Gdzieś, na uboczu miedzy drzewami zobaczyłem podłużny kształt zawinięty w folię, który z oddali wyglądał trochę, jak porzucone zwłoki. Gdy przedarłem się przez chaszcze i przewróciłem zagadkowy obiekt na drugą stronę, to okazało się, że mam do czynienia z czymś w rodzaju kajaka.
Jak sami możecie zobaczyć, szkielet z gałęzi sklejonych taśmą owinięto „stretchem” i finalnie dołożono do tego powłokę z grubszej folii malarskiej. We wnętrzu znalazłem dwa niby-pagaje, które również wykonano z gałęzi, taśmy klejącej i folii. Ciekawi mnie, czy ten, kto zbudował tę prowizoryczną łódkę, zdecydował się wypróbować ją na wodzie. Konstrukcja – choć zmyślna – nie wyglądała na zbyt wytrzymałą i osobiście (zwłaszcza o tej porze roku) bez uzasadnionej przyczyny raczej nie pchałbym się w czymś takim na Wisłę. Mimo to, anonimowemu konstruktorowi (lub konstruktorom) należą się wyrazy uznania.
Czasami fajnie jest zbudować coś z niczego. Z doświadczenia wiem, że głowa pełna pomysłów i zaradność są zawsze w cenie. Oczywiście, nie chodzi tylko o budowanie „pływadeł”, lecz o ogólną zasadę. Nigdy nie wiesz, co może się przydarzyć, a przetrwanie nierzadko nie zależy od posiadania drogich gadżetów, tylko od umiejętności kreatywnego wykorzystania rzeczy, które w danej chwili są pod ręką. Obecnie wielu z nas wydaje się o tym nie pamiętać…