Pierwotne serce Warszawy

Gdybym miał wskazać moje ulubione punkty na mapie Warszawy, to jedno z czołowych miejsc w takim rankingu na pewno zająłby Las Bielański.

Ten nieduży kompleks leśny, leżący w północnej części miasta, to niecodzienne miejsce. Jest tak przede wszystkim dlatego, że wciąż można wyczuć tu ciche echo pierwotnej przeszłości. Historycy i biologowie są zgodni, że jest on reliktową pozostałością po dawnej Puszczy Mazowieckiej. Tej samej średniowiecznej kniei, którą zamieszkiwały ostatnie tury. Turów już nie ma, lecz ciągłość lasu i jego naturalne procesy trwają tu nieprzerwanie od stuleci. Świadectwem czasu jest wielkość drzew, a niektóre z tutejszych dębów są naprawdę potężne. Szacuje się, że najbardziej sędziwe mogą liczyć sobie nawet czterysta lat i bardzo prawdopodobne jest to, że nie zostały posadzone przez człowieka. Czasy się zmieniają, a Las Bielański niestrudzenie opiera się naporowi stolicy i różnym dziejowym zawirowaniom. Miejsce to ma duże znaczenie społeczne oraz historyczne, jednak prawdziwą wartość lasu mierzy się jego bioróżnorodnością. W toku wieloletnich badań stwierdzono tu jakieś tysiąc gatunków bezkręgowców, ponad czterysta gatunków roślin naczyniowych, około trzysta gatunków grzybów (w tym wiele bardzo rzadkich) oraz czterdzieści gatunków ptaków. Czy jakieś inne duże europejskie miasto  może pochwalić się takim bogactwem w swoich granicach?

Gdy mieszkaliśmy z Olą na Podleśnej, tutejszy rezerwat stanowił oczywisty cel naszych spacerów. Mieliśmy do niego przysłowiowy rzut beretem. Chodziliśmy tam bez konkretnego powodu, w różnych porach dnia czy roku. W zimne dni zabieraliśmy ze sobą termos z herbatą i kanapki, w ciepłe tylko puste kieszenie. Wędrowanie po ścieżkach Lasu Bielańskiego czasem pozwalało mi zajrzeć w głąb siebie i w dużej mierze zaspokajało moje wewnętrzne potrzeby. Nie bardzo potrafię ubrać to w słowa, ale lubię kontemplować naturalne formy – poskręcane gałęzie, dziuple, wzory na korze. Gdy mijam stosy butwiejących pni i konarów, zdarza mi się myśleć o przemijaniu. Nasłuchuję szelestu liści. Trenuję swoją uważność wypatrując myszy. Chłonę wzrokiem sylwetki leśnych olbrzymów. W miejscach takich jak to mnóstwo jest nie do końca jawnych pozostałości i znaków, w których, jak w zaśniedziałym zwierciadle, można zobaczyć, że  stary świat gdzieniegdzie jeszcze istnieje. My przemijamy, lecz pierwotne serce wciąż bije. W tych trudnych dniach warto jest o tym pamiętać.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: