Siódmego czerwca. Płynąc Wisłą wzdłuż stromej krawędzi brzegu*, powstałej w wyniku osunięcia się gruntu nieopodal Bożej Woli mogłem zobaczyć, że pod koniec wiosny nawet takie niegościnne miejsca mogą stać się czymś w rodzaju ogrodu. W tym przypadku powstał jedyny w swoim rodzaju, minimalistyczny ogród wertykalny. Możecie ocenić to sami:
Dziewanna, skrzyp, maki, jastrun oraz inne byliny tworzą kompozycję, której nie powstydziłby się architekt krajobrazu. Przyznaję, że dopiero w tym roku zwróciłem na to uwagę. Mijając ten rejon zawsze koncentrowałem się na wielkiej zgrai brzegówek, które mają w tym klifie dużą kolonię, ale o tym być może napiszę przy innej okazji…
*wędkarze nazywają takie miejsca dzikimi burtami.