Nadrzeczne sanktuarium

Trzydziestego grudnia ubiegłego roku. Od rana siąpił zimny deszcz, jednak barowa pogoda nie odstraszyła ani mnie, ani Marcina od wyruszenia na zaplanowaną kilka dni wcześniej wycieczkę poza Warszawę. Korzystając z okazji, że udało nam się wykroić kilka godzin wolnego od codziennych obowiązków, postanowiliśmy pojechać do Kazunia Nowego – niewielkiej miejscowości w gminie Czosnów, aby poszwendać się w pobliżu Rzeki.

Dotarłszy do celu, zostawiliśmy samochód przy „Delikatesach nadwiślańskich” i, nie tracąc czasu, ruszyliśmy w stronę zakrętu drogi krajowej numer 85. Tam, za wiatą przystanku autobusowego, zeszliśmy z nasypu, by stanąć u progu pewnego szczególnego miejsca.

„Ruska Kępa” zimą (widok od strony drogi krajowej nr 85).

Teren przed nami to „Ruska Kępa” – przylegająca do Wisły, nieco ponad piętnastohektarowa enklawa Kampinoskiego Parku Narodowego. Powodem, dla którego objęto ten nieduży obszar prawną ochroną, był charakter tutejszego zespołu leśnego. Nie mamy tu wszakże do czynienia z luźnymi, mocno przekształconymi resztkami zadrzewień łęgowych albo pospolitymi śródpolnymi zaroślami, tylko z pełnoprawnym, wyjątkowo dobrze zachowanym lasem łęgowym. Biotopy tego rodzaju, niegdyś typowe dla tarasów zalewowych dużych rzek nizinnych, obecnie są rzadkością (w naszym kraju zajmują nie więcej niż 5% swojego pierwotnego areału). Stanowią zarazem jedno z najbogatszych i najbardziej różnorodnych środowisk przyrodniczych na naszym kontynencie. Nie bez przyczyny mówi się o nich czasem jako o europejskim odpowiedniku amazońskich lasów deszczowych.

Nadrzeczny las łęgowy oglądany w okresie spoczynku.

Miejsce, w którym się znaleźliśmy, jest dawną śródrzeczną ławicą, która została ustabilizowana przez roślinność, a potem – wskutek naturalnych zmian biegu Rzeki – stała się integralną częścią jej brzegu. Podczas wezbrań woda niekiedy tu wraca, by rzeźbić teren wedle swej woli i nanosić kolejną porcję obfitujących w życiodajne substancje osadów.

Wyróżnia się różne rodzaje łęgów, ale „Ruska Kępa” to przede wszystkim królestwo majestatycznych topól i starych wierzb. Tutejszy las ma wiele twarzy, ale chwilowo mamy początek zimy i świat roślin jest pogrążony w cichym, brunatnym śnie. Liście opadły na ziemię, pnącza są uschnięte, a w wilgotnym powietrzu daje się wyczuć zapach butwienia.

Świat majestatycznych topól i starych wierzb.

Z szacunkiem zagłębiamy się w łęgu. Marcin chowa się pod wygiętą w koci grzbiet, okazałą wierzbą i podziwia fakturę jej kory. Drzewo, choć mocno nadgryzione zębem czasu, wciąż żyje. Większość rosnących tu starych drzew jest w zaskakująco dobrym stanie. Niektóre z tutejszych sokor i białodrzewów to prawdziwe olbrzymy. Są niczym sędziwe piastunki, w których cieniu mają szansę powoli wzrastać wiązy, olsze szare czy nasze rodzime czeremchy. Aby poczuć potęgę takiego drzewa, musisz stanąć oko w oko z nim. Nie wiem, co czuje Marcin, ale ja – snując się jak cień między wielkimi pniami – odczuwam specyficzną mieszaninę fascynacji i szacunku. Pokrywa je siatka głębokich bruzd, które przeplatają się z gruzłowatymi naroślami. Tu i ówdzie widoczne są dziuple, czasami przypominające mroczne oczodoły.

Spotkanie z olbrzymem. Autor przy monumentalnej, jednopniowej sokorze (obwód na wysokości pierśnicy – 807 cm).

W takich miejscach doskonale rozumiem, dlaczego drzewa stanowiły ważny element ludzkiej duchowości. Niektóre spośród tych, które tutaj rosną, mocno działają na moją wyobraźnię. Ich nagie sylwetki, oglądane o tej porze roku, sprawiają wrażenie, jakby wyjęto je z zupełnie innej rzeczywistości. Jednocześnie, nie wolno zapomnieć, że las to nie tylko drzewostan. Naturalny łęg jest swoistym sanktuarium, którego nie da się zbudować ludzkimi rękami. To dynamiczny twór przyrody, którego poszczególne elementy (wszystkie organizmy żywe, gleba, woda czy klimat) są powiązane złożoną siecią wzajemnych powiązań i wpływów. Mimo rozwoju nauki, o większości z nich wciąż wiemy bardzo niewiele. Wątpię, czy to kiedykolwiek się zmieni.

Na ziemi leżą zwały martwego drewna (to podstawa bioróżnorodności lasu).

Wszędzie wokół walają się zwały martwego drewna, na którym rozścielają się grube poduszki mchu. Tu i ówdzie da się wypatrzeć kapelusze „zimowych” grzybów. Być może kogoś to zdziwi, ale te znajdujące się w różnych stadiach rozkładu kłody, gałęzie czy konary także mają swoją rolę do odegrania. Zostało udowodnione, że są one niezbędne dla zachowania bioróżnorodności lasu. To stołówka i miejsce schronienia dla niezliczonej liczby różnych istot. W przyrodzie już tak jest, że drugie życie drzewa wiąże się z nieuchronnym powrotem do naturalnego obiegu pierwiastków.

Dzisiaj nie ma tu nikogo poza nami, ale nie sposób nie zauważyć „pamiątek” pozostawionych przez innych ludzi. Gdzieniegdzie walają się śmieci – butelki po wódce, lodówka z wyrwanymi drzwiami, puszki po konserwach, foliowe torby. Być może niektóre z nich zostały przyniesione przez wodę, jednak tego nie wiemy. W każdym razie jest to smutny widok. Odpoczywamy siedząc na próchniejącej kłodzie klonu jesionolistnego. Wokół nas kolczaste pędy jeżyny. W koronach drzew buszują sikory i czyże. Wcześniej widzieliśmy też samotnego kruka, który, lecąc w stronę Rzeki, niósł coś w dziobie, a Marcinowi uciekła spod nóg jakaś spłoszona mysz. Nasze ubrania są ubłocone i mokre, ale to nie przeszkadza. Rozmawiamy o swoich sprawach, popijając kawę z termosu. Jest dobrze – po prostu cieszymy się chwilą.

Dwie z granic rezerwatu – Wisła i most drogi numer 86.

Gdy decydujemy się wracać do domu, szarawa mgła wciąż unosi się nad wodami Wisły przy rezerwacie. Wychodząc z łęgu wieszamy na gałęzi znalezioną wśród butwiejących liści czaszkę starego psa. Niechaj duch „burka” stoi na straży spokoju tej swoistej nadrzecznej świątyni…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: