15 lipca, popołudniowe brodzenie

Piątek po pracy. Artur zostaje z Olą, a ja zasuwam nad Wisłę. Brodząc w ciepłej wodzie, będę cieszył się chwilą. Marcin szuka drewna do swoich projektów (planuje robić rękojeści noży), natomiast ja – pętając się między polodowcowymi głazami – badam wzrokiem piktogramy odciśnięte w błocie przez ptasie stopy. Pobudzone wrony fruwają między wyspami. Nawołują się brodźce. Jest świetnie – w powietrzu unosi się zapach przygody. W odróżnieniu od zimorodka, który poleciał gdzieś z rybą, jakiś dziadek na łódce, nie może nic złowić…

Jedna odpowiedź

Dodaj komentarz