Tym razem na Wiśle byliśmy we trzech – ja, Sławek i mój sześcioletni Artur. Tego dnia niespiesznie przewiosłowaliśmy około dwadzieścia kilometrów. Jeden z „dmuchańców” miał nieszczelny zawór i w międzyczasie trzeba go było dwa razy dopompowywać. Utopiłem ponadto ulubiony kapelusz, a młody – przez nieuwagę – puścił z nurtem swoją plastikową łopatę (popłynęła w dal niczym okręt zwiadowczy). Mieliśmy też niespodziewaną atrakcję: przelot samolotów wojskowych, biorących udział w generalnej próbie Parady Lotniczej, zaplanowanej na 15 sierpnia.
Poza tym – pełen luz. W nocy, przyświecał nam księżyc w pełni (początkowo czerwonawy, niczym żar z wierzbowych gałęzi, spalanych w ognisku). Siedząc przy ogniu rozmawialiśmy o Lemie i Ursuli Le Guin. Tymczasem, Artur czekał na spadającą gwiazdę, gotów wypowiedzieć życzenie. Przed snem – uzbrojeni w latarki – tropiliśmy wymyki szarawe i obcążnice nadbrzeżne. Nad Rzeką było zaskakująco cicho. Rano mieliśmy płynąć dalej, ale okazało się, że w nocy młodociany piroman wypalił dziurę w Palavie iskrą z krzesiwa. Życie jest przewrotne, ale to nic. Również w tym można znaleźć bowiem jakiś sens…
















PS. W razie, gdyby kogoś to interesowało, NITRILONU® nie da się naprędce załatać nadtopionym kawałkiem butelki PET, ani poliuretanową pianką przysmażaną zapalniczką 😉
Jedna noc, a ile nowych doświadczeń. 😉
Ciekawi mnie czy wytropiliście pająka i „szczypawkę”?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wytropiliśmy 🙂 Szczypaw było bez liku. Rankiem, podczas składania namiotu okazało się, że kilka nocowało razem z nami.
PolubieniePolubione przez 1 osoba