Niedziela, czwartego grudnia. Paskudny poranek nad warszawską Wisłą, ale kto rano wstaje, ten żeliwnego „puchara” w nagrodę dostaje. Żartuję. Kto rano wstaje, ten się nie wyśpi 🙂 Swoją drogą, frapuje mnie, czym właściwie jest ten przeżarty rdzą kawał złomu…

Mam wrażenie, że znalazłeś fragment królewskiego tronu. Choć ten niekoniecznie jest ze szczerego złota. 😉
Ja w Barburkę, tuż po wschodzie słońca, byłem z kolei nad wrocławską Odrą. Zatem nie byłeś sam nad dopływem Bałtyku.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Może tak być 🙂 Z żoną stawialiśmy też na jakąś wojenną „pamiątkę”.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Pingback: Żeliwna kula mocy ;) « Notatki znad rzeki