Wisła na zimno, 30 grudnia

Zgodnie z zapowiedziami synoptyków, front atmosferyczny, który nadciągnął z zachodu przyniósł ocieplenie. Rankiem, gdy lustrowałem Rzekę z poziomu jednego z warszawskich mostów, wisiała nad nią szarawa mgiełka. Było przesądzone, że zjawiska lodowe, które mogliśmy obserwować przez kilka ostatnich dni, niebawem staną się tylko wspomnieniem. Dzisiaj lodu na wodzie było zauważalnie mniej, ale nie zamierzałem z tego powodu rozpaczać. Wręcz przeciwnie, pomyślałem, że oto nadeszła odpowiednia chwila, żeby sprawdzić nowe, bardziej kompaktowe „pływadło”. Obserwowanie pochodu śryżu z bezpiecznego miejsca to jedno, ale bezpośrednie uczestniczenie w nim, to zupełnie inna para kaloszy 🙂

Kilka godzin później, ubrany w suchy kombinezon i znoszoną czapkę uszankę, lawirowałem między setkami białych brył.

Jak każdej zimy, na Wiśle można było zobaczyć stada gągołów. Złotookie kaczki trzymały się wszakże na dystans. Gdy próbowałem do nich podpływać, podrywały się do lotu (biało-czarne kaczory wydawały przy tym charakterystyczny świst). Wiślaną awifaunę najliczniej reprezentowały mewy, krzyżówki i wszędobylskie wrony, ale widywałem również nurogęsi, kormorany, czy czernice. Co ciekawe, przez dłuższą chwilę płynąłem śladem perkozka zwyczajnego (to najmniejszy z naszych perkozów). Lodowa breja z chrzęstem ocierała się o burty łodzi, a na wysokości Żerania musiałem uważać, żeby nie utknąć w niedużym zatorze, jednak nowy „dmuchaniec” zaskakująco dobrze zdawał ten swoisty zimowy egzamin. Kiedy dopływałem do Mostu Północnego, powoli zapadał zmierzch. Wygramoliłem się jakoś na skuty lodową taflą brzeg, spakowałem rzeczy i – wciąż mając na sobie „rzeczne” łachy – z uśmiechem na gębie powędrowałem na tramwaj…

2 responses

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: