Warszawskie Drzewo Roku 2025? Poznaj „Topolę Obrońców” z Ochoty

Wydaje się, że dopiero co uczestniczyliśmy w pikniku dendrologicznym organizowanym przez stołeczny Zarząd Zieleni z okazji rozstrzygnięcia plebiscytu na „Warszawskie Drzewo Roku„, a tymczasem minął już niemal rok i nadszedł czas na kolejną edycję tego konkursu. Osobiście bardzo cenię tę inicjatywę, ponieważ jej celem jest nie tylko wyłonienie najpopularniejszego drzewa Stolicy, lecz także edukowanie mieszkańców na temat roli drzew w ekosystemie miasta. W tym roku zgłoszono 43 kandydatów z 13 dzielnic (informacja ze strony UM Warszawa), spośród których wyłoniono 12 finalistów. To właśnie te drzewa – do 28 września włącznie – będą walczyć o głosy internautów. Co istotne, w tym gronie znalazła się także zgłoszona przeze mnie topola.

W konkursie biorę udział po raz trzeci, ale tym razem – po raz pierwszy – reprezentuję Ochotę. Moją tegoroczną kandydatką jest jedna z najbardziej znanych w Polsce topól kanadyjskich – tzw. Topola Obrońców. Ten pomnik przyrody nie tylko zdobi okolicę, lecz także stanowi swoisty łącznik z dramatycznymi wydarzeniami, jakie w przeszłości rozgrywały się wokół niego. Ochocką „kanadyjkę” zgłosiłem nie z chęci rywalizacji, ale przede wszystkim dlatego, by zwrócić uwagę opinii publicznej i decydentów na jej istnienie. Od pewnego czasu niepokoję się o jej przyszłość, ponieważ aktualnie znajduje się ona na placu budowy (inicjatywa mieszkaniowa TBS). Oczywiście, status pomnika przyrody powinien zapewniać formalną ochronę, jednak tabliczka z orłem nie jest magicznym talizmanem, który automatycznie chroni przed uszkodzeniem korzeni, zagęszczeniem struktury gruntu, zanieczyszczeniami i zmianą mikroklimatu, które mogą być skutkiem prac z wykorzystaniem ciężkiego sprzętu, niewłaściwego składowania materiałów, czy braku ostrożności ze strony wykonawców.

Czy moje obawy są uzasadnione? Czas pokaże. Tymczasem – nie przedłużając – chciałbym przedstawić Wam „Topolę Obrońców„. Pozwólcie, że zrobię to za pomocą tekstu, którym w połowie lipca uzasadniłem zgłoszenie jej do konkursu:

„Druga wojna światowa odcisnęła na obliczu Warszawy przerażające piętno. Działania okupanta doprowadziły do niemal całkowitego zniszczenia miasta. Pośród ruin szerzyły się głód, choroby i śmierć, a systematyczne wysiedlenia, egzekucje i grabieże mienia oraz dóbr kultury pogłębiały dramat jego mieszkańców.

Jednym z miejsc szczególnie naznaczonych cierpieniem był tzw. „Zieleniak” – dawny targ warzywny na Ochocie, który w czasie Powstania Warszawskiego przekształcono w punkt przejściowy. To właśnie tam tysiące wysiedlonych osób przetrzymywano w nieludzkich warunkach. Padały one ofiarami rabunków, gwałtów i zbrodni, popełnianych przez członków kolaboracyjnej brygady SS „RONA”. Na fotografiach z 1945 roku, wykonanych przez lotnictwo sowieckie (udostępnionych przez Muzeum Powstania Warszawskiego w ramach projektu „Korzenie Miasta„), widać również ponury krajobraz ówczesnej Ochoty. U zbiegu ulic Grójeckiej i Opaczewskiej, na terenie po wspomnianym obozie, wśród przygnębiającej szarości wnikliwy obserwator dostrzeże jednak coś niezwykłego – koronę niedużego drzewa. To jakby kropla życia w morzu śmierci. Swoisty symbol nadziei. Co szczególnie poruszające – drzewo to rośnie do teraz.

Udając się w to miejsce dzisiaj, ujrzymy rozłożystą topolę późną, szlachetnej odmiany żółtolistnej (Populus ×canadensis ‚Serotina Aurea’). Stoi ona tuż przy pomniku „Barykada Września”, upamiętniającym heroicznych obrońców Ochoty z września 1939 roku, niejako pełniąc przy nim wartę. Według relacji osób więzionych na „Zieleniaku”, w jej bezpośrednim sąsiedztwie, w zbiorowej mogile, pochowano ofiary obozu – kolejny powód, by traktować to miejsce i drzewo z najwyższym szacunkiem.

Jest coś znamiennego w tym, że świadkiem tych dramatycznych wydarzeń była właśnie topola. Od niepamiętnych czasów drzewa z rodzaju Populus pojawiają się w legendach, wierzeniach i mitach, gdzie nadzwyczaj często wiąże się je z przemijaniem, śmiercią lub granicą między światami. Utarło się powiedzenie, że drzewa są niemymi świadkami historii — lecz topole, dzięki poruszającemu się nawet przy najlżejszych podmuchach wiatru listowiu, zdają się mówić. Nic dziwnego, że w szumie ich koron doszukiwano się niegdyś przesłań z zaświatów. Gdyby rzeczywiście tak było, topola z „Zieleniaka” z pewnością miałaby sporo do wyszeptania — o heroizmie walczących, ale też o bólu i tragedii niewinnych, którzy zginęli bez możliwości obrony.

W 1981 roku drzewo otrzymało status pomnika przyrody oraz miano „Topoli Obrońców”. W mojej ocenie w pełni zasługuje ono również na tytuł „Warszawskiego Drzewa Roku”. Nie dlatego, że jest najstarszym, najokazalszym czy najpiękniejszym drzewem w mieście, ale dlatego, iż jest jak sama Warszawa – korzeniami tkwi w trudnej przeszłości, a mimo to nadal niezachwianie trwa. Dziś stoi na terenie objętym inwestycją mieszkaniową – na placu budowy, otoczone tymczasowym ogrodzeniem. Mam nadzieję, że choć nie jest już tak witalna, jak w czasach młodości, przetrwa także i bieżące zawirowania. Stolica potrzebuje nie tylko nowych budynków i monumentów stworzonych ludzkimi rękami.

„Topola Obrońców” to wszak więcej niż drzewo. To świadek, żywy symbol, szumiąca opowieść, której – pod żadnym pozorem nie wolno zagłuszyć.”

Odnosząc się do powyższego, jeśli chcielibyście wesprzeć bohaterkę niniejszego wpisu, serdecznie zapraszam do głosowania – LINK . Co istotne, można robić to wielokrotnie – jeden raz dziennie z jednego adresu IP. Zachęcam, by traktować ten gest nie tylko jako formę udziału w plebiscycie, ale przede wszystkim jako wyraz troski o zachowanie jednego z ważnych pomników naszej historii. Dzięki Waszym głosom, topola z Ochoty może zyskać większy rozgłos, a co za tym idzie – lepszą ochronę i należne jej miejsce w świadomości mieszkańców Warszawy.

PS. Ciekawostka: na Bielanach ktoś zgłosił to samo drzewo, z którym startowałem w ubiegłym roku – monumentalną sokorę, rosnącą na dziedzińcu AWF-u…

Zielona wieża na straży Ujścia (topola kanadyjska z Mikoszewa)

W połowie lipca tego roku kilka dni spędziliśmy na Wyspie Sobieszewskiej. Nasz pobyt zbiegł się w czasie z nadejściem niżu genueńskiego, który sprowadził do Polski cyklonalną pogodę.

W przerwach między opadami dwukrotnie odwiedziłem ujście Wisły. W okolice Świbna i Mikoszewa ciągnie mnie nie tylko z powodu Rzeki, ptaków i fok. Nieco ponad półtora kilometra na północ od przeprawy promowej – na prawym brzegu, znaleźć można też coś innego, ale również wartego uwagi. Maszerując ścieżką biegnącą równolegle do nabrzeża, w ciągu około trzydziestu minut można dotrzeć do pozostałości pomostu cumowniczego. Tuż obok stoją klockowaty bunkier oraz górująca nad otoczeniem stara topola kanadyjska (Populus × canadensis ‘Robusta’).

Co ciekawe, jeszcze do niedawna było tu trochę inaczej. Od stycznia 1949 roku w tym miejscu działała bowiem strażnica Wojsk Ochrony Pogranicza, później przekształcona w  Punkt  Obserwacji  Wzrokowo-Technicznej, podległy Straży Granicznej. Przeglądając  Wikimapię trafiłem na archiwalną fotografię, na której przy wspomnianym pomoście widać jednokondygnacyjny budynek kryty czerwonym gontem oraz wysoką wieżę obserwacyjną.

Dawna Strażnica nr 103 i 98 WOP oraz POWT nr 62 SG i PKRR (Mikoszewo) – przed 2012 rokiem; obecnie budynek i wieża już nie istnieją [źródło].

Zadaniem tutejszych pograniczników była kontrola jednostek kursujących między Przekopem a wodami Zatoki Gdańskiej oraz obserwacja okolicy, celem ochrony granicy morskiej. Po wejściu naszego kraju do strefy Schengen, ów punkt przestał być potrzebny. W efekcie, budynek i wieża sukcesywnie popadały w ruinę, by ponad dekadę temu zostać rozebrane.

Dzisiaj mamy ten komfort, że można wypływać Wisłą na morze bez formalności. Wojskowa infrastruktura powoli popada w zapomnienie, ale towarzysząca jej topola – niczym wysoka, zielona wieża niezłomnie stoi na straży Ujścia. Topole mieszańcowe mają opinię problematycznych, ale ta konkretna „kanadyjka” wydaje się być wyjątkowo na miejscu. Po pierwsze – to ostatnia wielka topola, jaką zobaczycie spływając Rzeką (rośnie zaledwie dwa kilometry od ujścia i dla mnie osobiście stanowi swoistą formę kilometrażu). Po drugie, gdy patrzy się na jej koronę, wyraźnie wystającą ponad linię okolicznych drzew, trudno oprzeć się wrażeniu, że posadzono ją po to, by z wyprzedzeniem wskazywała lokalizację ówczesnej Strażnicy.

Sylwetka bohaterki niniejszego wpisu, widoczna z pokładu promu dolnolinowego, kutra rybackiego oraz packrafta.

Oczywiście, to jedynie moje domniemania, ale faktem jest, że drzewa z rodzaju Populus rzeczywiście mogą pełnić tego typu rolę. Tristan Gooley – autorytet w dziedzinie naturalnej nawigacji – zwraca uwagę, że smukłe topole włoskie, niczym wysokie, zielone maszty od dawna służą jako ”landmark trees”, sygnalizując obecność zabudowań, z początku niewidocznych z rzeki czy morza. Dlaczego więc podobna funkcja nie miałaby przypaść topoli kanadyjskiej? Rośnie wyjątkowo szybko, prześcigając oba gatunki rodzicielskie. Już po dekadzie sadzonka będzie sporym drzewem, które w niedługim czasie osiągnie trzydzieści (lub więcej) metrów wysokości.

Wysoko osadzona, zbudowana z ukośnie wzniesionych konarów korona mikoszewskiego drzewa jest obwieszona jemiołą, która zaczyna je osłabiać. Niestety, to typowa przypadłość sędziwych „kanadyjek”. Nie zmienia to jednak tego, że jest ona jednym z głównych bohaterów zielonej scenerii końcowego odcinka Wisły. Moim zdaniem jest to wystarczający powód, by rozważyć złożenie wniosku o objęcie jej pomnikową ochroną. Przy tej okazji dobrze byłoby nadać topoli imię – może odwołujące się do jakiejś kobiecej postaci sprzyjającej rybakom, żeglarzom lub czuwającej na straży? Jestem ciekawy, czy macie jakieś pomysły. Jeśli tak, wpisujcie je śmiało w komentarzach…