Topola czarna „Horpyna” – nowy grudziądzki pomnik przyrody

Najwyższy czas na pozytywne wieści.

Dwudziestego siódmego marca bieżącego roku, na sesji Rady Miejskiej Grudziądza, jednogłośnie przegłosowano uchwałę w sprawie ustanowienia na terenie miasta kilku pomników przyrody (LINK). To wydarzenie ma dla mnie wymiar osobisty, ponieważ taki status otrzymała również monumentalna topola czarna, rosnąca w nadwiślańskim lesie przy Cytadeli, o co zabiegałem od lata ubiegłego roku. Do grona miejscowych drzew pomnikowych, weszła ona razem z kilkoma dębami (piszę o tym z poślizgiem, ponieważ czekałem na uprawomocnienie się uchwały i oficjalne pismo w tej sprawie). Nasza sokora odtąd posiada imię „Horpyna” i formalnie znajduje się pod prawną ochroną, co – przynajmniej w teorii – powinno zapewnić jej niezakłócone trwanie. Oczywiście, bądźmy szczerzy – nad Wisłą bywa z tym różnie. Ochrona ochroną, ale zawsze może znaleźć się dureń, który nie bacząc na nic, będzie chciał zniszczyć drzewo, a szukanie sprawcy ewentualnej dewastacji na pewno nie będzie priorytetem organów ścigania. Dzisiaj skupmy się jednak na pozytywach. Warto wspomnieć, że imienniczka rosłej, sienkiewiczowskiej wiedźmy z powieści „Ogniem i mieczem„, jest nie tylko najgrubszym drzewem Grudziądza, ale też najgrubszym przedstawicielem rodzaju Populus w Polsce (niemal dziesięć metrów w „pasie” to nie byle co 🙂 ).

Fragment urzędowego pisma, którym zostałem poinformowany o podjęciu uchwały w sprawie ustanowienia pomnika przyrody na terenie Grudziądza.

Jestem typem naprawiacza i lubię popychać sprawy do przodu, ale dowiezienie tej konkretnej inicjatywy do pomyślnego finału nie byłoby możliwe bez poparcia, zaangażowania, czy dobrej woli innych osób. Podziękowania należą się przede wszystkim członkom Sekcji Drzew Pomnikowych Polskiego Towarzystwa Dendrologicznego – Piotrowi Gachowi, Ernestowi Rudnickiemu, Markowi Maciantowiczowi oraz Krzysztofowi Borkowskiemu (ustanowienie „Horpyny” pomnikiem jest naszym zespołowym sukcesem). Dziękuję również p. Sławomirowi Kosmali ze Stowarzyszenia „Rawelin„, który jako pierwszy udzielił mi informacji na temat formalnego statusu terenu, na którym rośnie drzewo, a także Dorocie Kotkiewicz – mojej koleżance z czasów szkolnych, pracującej w jednej z jednostek wojskowych, stacjonujących na terenie grudziądzkiej Cytadeli, z którą odbyłem kilka rozmów telefonicznych zanim przystąpiłem do szukania topoli na miejscu. Oczywiście, niewiele dałoby się osiągnąć bez przychylności lokalnych decydentów – Prezydenta Macieja Glamowskiego, Radnych poprzedniej kadencji, jak również p. Mai Banasik (Dyrektor Wydziału) oraz p. Agnieszki Schulz z Wydziału Środowiska grudziądzkiego magistratu.

„Horpyna” sportretowana z powietrza (źródło – baza danych Geoportalu Krajowego [LINK]). Aktualnie, na skutek złamania się jednego z przewodników nie ma już około 40% korony widocznej na zdjęciu (zaznaczyłem ją przerywaną linią).

To, że olbrzymia sokora, rosnąca nieopodal wiślanego brzegu przy grudziądzkiej Cytadeli znalazła się w panteonie pomnikowych topoli nie jest rzeczą oczywistą. W naszym kraju nieczęsto zabiega się bowiem o drzewa należące do tego rodzaju. Wielu z nas myśląc o nich, nadal bazuje na stereotypach („drzewa chwasty” itp.), nie podejmując wysiłku, by poznać fakty. Topole czarne (Populus nigra L.) to polskie drzewa rodzime, które stanowią ważny element przyrodniczej mozaiki dolin naszych rzek nizinnych. Są nie tylko piękne i bywają naprawdę ogromne, ale pełnią też szereg ważnych funkcji w swoim środowisku (m. in. znacząco wzbogacają różnorodność biologiczną, efektywnie magazynują dwutlenek węgla, stanowią element naturalnej ochrony przeciwpowodziowej, czy ograniczają erozję). Niestety, ich przyszłość rysuje się niezbyt ciekawie. Nie sprzyja im nieustanna presja człowieka na przyrodę, ale też brak regularnych wylewów Wisły, które stwarzałyby dogodne warunki do kiełkowania nasion, co pozwoliłoby im na efektywne naturalne odnowienia. Niestety, żyjemy w „ciekawych” czasach i coraz częściej stajemy w obliczu skutków globalnych zmian klimatycznych. Nie wierzę, że zatrzymamy katastrofę, ale to nie powód, by nie angażować się w działania związane z ochroną przyrody – także tej nadwiślańskiej. Dla mnie jej uosobieniem są między innymi potężne, nadrzeczne topole i mam dalej zamiar działać na ich rzecz. „Horpyna” niewątpliwie jest wybitną przedstawicielką swojej rodziny. Cechują ją naprawdę imponujące rozmiary i należy do najstarszych polskich sokor (początki jej istnienia mogą sięgać nawet XVIII wieku). Mimo swoich lat, wciąż jeszcze się trzyma, ale prędzej lub później obumrze i finalnie wróci do naturalnego obiegu pierwiastków. Zanim to nastąpi, jest jeszcze coś, co na pewno warto by dla niej zrobić. Myślę, że dobrze byłoby zwrócić na nią uwagę komuś ze świata nauki, kto byłby zainteresowany włączeniem jej materiału genetycznego do archiwum klonów najcenniejszych krajowych topoli (o ile takie istnieje), celem zachowania jej dla przyszłych pokoleń. Co ciekawe, drzewa należące do tego gatunku stosunkowo łatwo można rozmnożyć – wystarczy w odpowiednim czasie odciąć fragment gałęzi i posadzić go w gruncie.

Tymczasem, dwa dni po tym, jak olbrzymkę z miasta ułanów uhonorowano pomnikowym statusem, pojechałem ją odwiedzić. Tym razem nie byłem sam – na krótką wizytę u topolowej prababki zabrałem Marcina. Idąc ku niej pochyłym tarasem biegnącym wzdłuż zbocza Kępy Fortecznej, byliśmy świadkami przelotu grupy ponad dwudziestu kruków. Gdy dotarliśmy na miejsce, grał werbel dzięcioła, a promienie wschodzącego słońca muskały wciąż bezlistną koronę „Horpyny„, podkreślając czerwonawy kolor kwiatostanów zdobiących najwyższe gałęzie. Brak liści i nieporównywalnie lepsza niż ostatnio widoczność sylwetki drzewa pozwoliły mi na wykonanie dokładniejszego pomiaru jego wysokości (36,7 m; średnia wartość z kilku pomiarów). W koronie można było dostrzec pojedyncze pęczki jemioły (grupa klonów, będących jej sąsiadami jest nią bardzo mocno porażona) i trochę suchodrzewu. Na murszejącej korze mocarnego pnia wypatrzyłem zgrupowanie niemrawych mrówek oraz kilka zaspanych pająków. Podstawę drzewa zdobiła natomiast kępka kwitnących fiołków, a niedaleko rosło trochę owocników kustrzębki pęcherzykowatej. Po fragmentach rozkładających się konarów, licznie rozesłanych na żyznej ziemi, harcowały myszy. Nie spiesząc się nigdzie, piliśmy gorącą kawę. Pomiędzy gęstwą okolicznych drzew i krzewów wciąż było widać pięknie rozlaną Wisłę, zza której co jakiś czas dobiegały fanfary żurawi. Czuć było jednak, że nad Polskę cały czas napływa nienaturalnie ciepłe, jak na porę roku powietrze oraz, że już za moment, „zieleń” – gwałtownym zrywem – przesłoni i zdominuje cały tutejszy świat…

Fotorelacja z naszej ostatniej wizyty u już pomnikowej „Horpyny” (29 marca bieżącego roku; na pniu jeszcze nie było urzędowej tabliczki).

Grudziądz, końcówka października

W ubiegłym tygodniu udało mi się wygospodarować trochę czasu i wyskoczyć do Grudziądza na kilka dni. Przy okazji zajrzałem do niedawno otwartego Muzeum Handlu Wiślanego FLIS (polecam), mającego siedzibę w jednym ze średniowiecznych spichlerzy, z których słynie miasto. Wiadomo – nie mogłem też nie skorzystać ze sposobności złożenia kolejnej wizyty monumentalnej topoli czarnej, rosnącej przy Cytadeli. Miałem nadzieję, że tym razem uda mi się sportretować ją w całej okazałości. Niestety, wciąż nie było to możliwe. Wyjątkowo wysokie temperatury panujące tej jesieni spowodowały, że tegoroczny okres wegetacyjny wydłużył się o prawie miesiąc (!) i sylwetkę sokory nadal przesłaniały ulistnione gałęzie okolicznych krzewów oraz drzew. Spędziwszy trochę czasu w towarzystwie tej topolowej matrony, przyszło mi na myśl, że jej mroczna aparycja oraz rozmiary sprawiają, iż może kojarzyć się ona z sienkiewiczowską Horpyną. Co ciekawe, rosła wiedźma z powieści „Ogniem i mieczem„, wieszcząca z koła młyńskiego, mieszkała w „Czarcim Jarze”. W pobliżu naszego drzewa – idąc na północ – także można znaleźć coś w rodzaju jaru. Biegnie on ku Wiśle stromym zboczem Kępy Fortecznej i płynie nim (okresowo?) niewielki ciek wodny. W przypadku, gdyby nazwy drzewa zaproponowane we wniosku o objęcie go pomnikową ochroną nie przyjęły się, to „Horpyna” mogłaby stanowić atrakcyjną, nieobojętną dla wyobraźni alternatywę.

Aura raczej nie sprzyjała wędrówkom po lesie (siąpił nieprzyjemny deszcz), ale nie odwiodło mnie to od przeprowadzenia małego rekonesansu zbocza Kępy Fortecznej. W drodze powrotnej moją uwagę zwróciły liczne lisie nory, lipa drobnolistna o intrygującym pokroju oraz pewien okazały jesion.

Odwiedziny u sokory spod grudziądzkiej Cytadeli (27 października br.) i fotografia intrygująco rozgałęzionej lipy drobnolistnej (ostatnie zdjęcie), rosnącej w Lesie Garnizonowym na Kępie Fortecznej.

Tymczasem, po przeciwnej stronie miasta, u stóp drugiej z kęp, między którymi pierwotnie usytuowany był Grudziądz, moja Marzanna wciąż trwa, dumnie eksponując swoją okaleczoną, ale jakże niesamowitą sylwetkę. Czasem, gdy studiuję szczegóły jej postaci, zastanawiam się, czy mieszkańcy pobliskiego osiedla biorą w ogóle pod uwagę, że mają pod nosem jedno z najdziwniejszych krajowych drzew. Sebastian Czeremcha (pozdrowienia) – autor m. in. bloga „Szepty Kniei” (LINK), określił ją mianem dostojnej królowej na tronie powstałym z historii jej próchna. Na zdjęciach obrazujących jej masywne, spływające ku Wiśle, splątane napływy korzeniowe dostrzegł twarze, istoty i stwory. Wśród nich były smok, ośmiornica, czy gnomy grające na trąbkach. Według Sebastiana, Marzanna niesie, jakieś przesłanie od tych swoistych leśnych skrzatów, które strzegą jej przestrzeni. Twierdzi on, że wyjątkowo licznie zgromadziły się wokół drzewa. Czasem straszą, innym razem psocą, ale z natury są dobre.

Faktem jest, że niecodzienna fizjonomia tej topoli potrafi działać na wyobraźnię – zwłaszcza, jeżeli obserwator jest osobą wysoce wrażliwą. Wiem o tym od czasów mojego wczesnego dzieciństwa 🙂 Teraz, wiele lat później – mimo ograniczonych zasięgów tego bloga i moich zdolności pisarskich – staram się pokazywać ją światu, wziąwszy na siebie rolę jednego z jej kronikarzy i orędowników. Niestety, kondycja Marzanny stale pogarsza się. Osobiście, szczególnie niepokoi mnie paskudne uszkodzenie pnia, będące skutkiem wyłamania jednego z potężnych, nisko osadzonych konarów. Feralne miejsce coraz bardziej próchnieje i aktualnie ma postać wielkiej, ziejącej jamy (z jej krawędzi wyrastają korzenie przybyszowe), która niebawem będzie w stanie pomieścić dorosłą osobę. Pośrednim dowodem na postęp rozkładu jest również to, że spory czerwonawy otoczak, tkwiący w splotach jej korzeni, niedawno zapadł się do wnętrza i teraz umiejscowiony jest dużo niżej. Nie ulega wątpliwości, że czas gra na szkodę drzewa, ale z drugiej strony, warto mieć na uwadze, że przemijanie wpisane jest w życie każdej istoty. Marzanna daje nam lekcję odchodzenia, ale jednocześnie wydaje się mieć w sobie jakiś pierwiastek buntu, który – wbrew przeciwnościom – pomaga jej ciągle trwać…

Topola Marzanna i kadry „strzelone” na wysokości Kępy Strzemięcińskiej (na jednym ze zdjęć widać odchody wydry); 26-29 października 2023 roku.