29 grudnia (nad wzbierającą Wisłą)

Kilkugodzinny wypad za miasto, tym razem ze Sławkiem. Dzieje się – Wisła, w ciągu kilku ostatnich dni, przybrała o dobre półtorej metra. Połać piasku, na której pod koniec ubiegłego miesiąca biwakowałem z Marcinem, w tej chwili znajduje się pod wodą. Dzisiaj, bez planu włóczyliśmy się po okolicy, depcząc po tropach dzików, łosi i lisów. Rozmawialiśmy o rodzicach i książkach. W międzyczasie portretowałem rosochate topole, które w uśpieniu wyczekiwały wiosny. Gdzieś w oddali krakał samotny kruk…

Topola „Marzanna” (30 października)

Środek jesieni. W mieście spichrzy i ułanów od rana siąpi deszcz. Tymczasem „Marzanna” – sędziwa topola, która nosi na sobie ślady huraganowych wiatrów, ludzkiej głupoty i naporu cyklicznie rozpychającej się Rzeki, nadal wzbogaca swą obecnością wiślany brzeg. Jej gałęzie są prawie nagie, ale sposobi się do zimowego snu częściowo okryta swoistym pledem, utkanym z pędów chmielu oraz wielobarwnie ulistnionych gałęzi drzewek i krzewów, które wyrosły w jej cieniu. Chwilowo zdobią ją także czerwone korale owoców dzikiej róży, głogu i trzmieliny, tudzież czarne paciorki jagód derenia. Studiując coraz bardziej okaleczoną sylwetkę drzewa, trudno uciec od myśli, że nic nie jest dane na zawsze. Bywając w Grudziądzu co pewien czas, ze smutkiem rejestruję kolejne odłamane konary, lecz – mimo wszystko – jakiś wewnętrzny głos podpowiada mi, że rzeczne duchy wciąż sprzyjają tej niezwykłej sokorze. Tym razem Wisła złożyła u jej stóp pokaźną wierzbę, balot siana, śniętą rybę oraz kilka ogryzionych przez bobry patyków. Dzisiaj goni mnie czas, ale jeszcze tu wrócę. Żegnając się z weteranką, kładę dłoń na jej grubych, jak anakondy, splątanych korzeniach. Gdzieś, między nimi tkwi spory, otoczak z czerwonego porfiru. Czy to właśnie w nim zaklęte jest serce drzewa? Nikt nie wie, ale niewykluczone, że tak długo, jak kamień tam będzie, życie „Marzanny” wciąż będzie trwać…

„Topola Kromnowska”

We wtorek trzeciego lutego wybrałem się z Marcinem do wsi Kromnów (powiat Sochaczewski), żeby na własne oczy zobaczyć jedną z najbardziej znanych topól czarnych w Polsce. Przymierzałem się do tego wyjazdu od dawna, jednak zawsze działo się coś, co sprawiało, że trzeba było modyfikować plany.

Na miejsce dojechaliśmy około godziny dziewiątej. Zostawiliśmy samochód pod płotem czyjejś posesji i bez pośpiechu podreptaliśmy w stronę wału przeciwpowodziowego. Naga sylwetka interesującej nas sokory, rosnącej po jego drugiej stronie, rzucała się w oczy z daleka. Chwilę później, po wejściu w strefę chaszczy na skraju łęgu, mogliśmy podziwiać ją z bliska. Obiekt naszego zainteresowania spełnił pokładane w nim nadzieje i okazał się uosobieniem tego, czego można spodziewać się po monumentalnej nadwiślańskiej sokorze. „Topola Kromnowska” to prawdziwa olbrzymka, wysoka na ponad 35 metrów, o potężnym pniu, którego obwód na wysokości pierśnicy wynosi 842 centymetry. Pewne cechy jej budowy mogą wskazywać, że jest ona zrosłodrzewem, ale nawet gdyby rzeczywiście tak było, to i tak nie ujmuje jej to niczego.

Szacuje się, że ta konkretna topola liczy sobie ponad dwieście lat. Nie można zatem wykluczyć, że jej początki mogą być zbieżne z pierwszymi latami zaborów. Być może była już sporym drzewem, gdy w oddalonej o zaledwie kilkanaście kilometrów Żelazowej Woli, przychodził na świat Fryderyk Chopin (1810 rok). Nie spekulując, można jednak śmiało założyć, że pamięta czasy Powstania Styczniowego (wybuchło 158 lat temu), którego ważne wydarzenia rozgrywały się w leżącej nieopodal Puszczy Kampinoskiej, i jest starsza od dzieł Jana Matejki czy eposu narodowego „Pan Tadeusz”. Dwa wieki z okładem to szmat czasu, który odbił się na kondycji kromnowskiej sokory. Na szczęście, od 2009 roku Nestorka cieszy się statusem pomnika przyrody i objęta jest prawną ochroną.

Gdy badałem dłonią szorstką fakturę pnia tego majestatycznego drzewa, naszła mnie pewna dygresja. Do niedawna jego sąsiadem był pomnikowy dąb szypułkowy. W przeciwieństwie do topól, dęby to drzewa, które kojarzone są z siłą i długowiecznością, nierzadko wykorzystywane jako symbol heraldyczny, podkreślający znaczenie rodu lub terytorium. Co ciekawe, „Dąb Nadwiślański” nie przetrwał jednak starcia z wezbraną Wisłą i w 2011 roku został powalony. Tymczasem „Topola Kromnowska”, solidnie wczepiona korzeniami w aluwialną glebę, wciąż czerpie z niej siłę. Z niemym uporem pełni swą wartę i, na przekór zmiennym żywiołom, wciąż karmi się Rzeką…

Postscriptum / Nacieszywszy się topolą, zjedliśmy śniadanie, a potem powędrowaliśmy w głąb nadrzecznego lasu i snuliśmy się po nim przez jakiś czas (łęg wierzbowo-topolowy, porastający tutejszy brzeg Wisły, jest naprawdę wspaniały). Pod koniec wyprawy spotkaliśmy dwóch miejscowych, którzy podzielili się z nami informacją, że dwa dni wcześniej niedaleko miejsca, w którym się znajdowaliśmy, w kłusownicze wnyki złapał się samiec wilka. Na szczęście, zwierzę nie odniosło poważnych obrażeń i, po sprawnie przeprowadzonej akcji ratunkowej, zwrócono mu wolność. Podobno na tym terenie operują dwie wilcze watahy. Mocno dają w kość miejscowym bobrom, nie gardzą też sarnami i łosiem…