Nowy rok hydrologiczny, nowe „zero” na wodowskazie

Cześć! Ci, którzy na bieżąco śledzą wskazania wodowskazu „Warszawa Bulwary„, zapewne z początkiem tego miesiąca wychwycili pewną anomalię. Mianowicie, wędrując wzrokiem wzdłuż przebiegu krzywej ilustrującej zmiany poziomu Wisły w funkcji czasu na stronie Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej (IMiGW), można zobaczyć, że linia ta w pewnej chwili gwałtownie szybuje w górę (na pułap wyższy o 100 centymetrów), po czym bez dalszych „akrobacji” kontynuuje swój bieg.

Wskazania wodowskazu „Warszawa Bulwary” w okresie od 29 października do 5 listopada br. [źródło]

Oczywiście, nikt magicznie nie dolał wody do Rzeki. Okazuje się, że wraz z nadejściem nowego roku hydrologicznego (w Polsce – 1 listopada), IMiGW oraz Wody Polskie postanowiły dokonać korekty rzędnej wodowskazu. Dodatkowo, poza zmianą punktu odniesienia, skorygowano również próg ostrzegawczy i alarmowy. W zasadzie można było się tego (prędzej lub później) spodziewać, biorąc pod uwagę tegoroczne rekordowo niskie odczyty oraz związany z nimi medialny szum.

Ok, w Stolicy nastąpiła mini hydro-rewolucja, ale jakie ma to właściwie znaczenie? Choć Wisły nam nie przybyło, trzeba przyznać, że wspomniane działanie porządkuje jednak pomiary tak, by lepiej oddawały realia – zwłaszcza w okresie przewlekłej suszy. Dla ludzi Wisły to dobry moment, by odświeżyć dotychczasowe nawyki. Planując aktywności na wodzie warto zwracać uwagę na przepływ i komunikaty żeglugowe, które wydają się bardziej informatywne niż „goły” stan wody. Realna głębokość Rzeki nadal bowiem zależeć będzie od lokalnych warunków, nie zaś od punktowego wskazania wodowskazu. Dodatkowo, jeśli z jakiegoś powodu będziecie bawić się w porównywanie bieżących odczytów z tymi, które zarejestrowano w przeszłości, odtąd trzeba będzie pamiętać o konieczności dodawania / odejmowania tych feralnych stu centymetrów (w zależności od daty). W przeciwnym razie, wyjdą Wam przysłowiowe cuda na kiju 🙂

Tymczasem, do zobaczenia. Być może nad warszawską Wisłą, z nowym „zerem” wodowskazu w głowie, ale starym szacunkiem do Rzeki…

Przy wodowskazie „Warszawa Bulwary” – w nawiązaniu do notatki z 20 sierpnia br.

W telegraficznym skrócie – nad ranem, 26 sierpnia, na stacji wodowskazowej IMiGW „Warszawa Bulwary” odnotowano historyczny wynik. Wskazania poziomu wody w Wiśle po raz pierwszy spadły tu do jednocyfrowej wartości. Poniżej kilka zdjęć z miejsca zdarzenia, które wykonałem dzisiaj, w drodze do pracy (na wyświetlaczu zaledwie 8 cm).

Niewiele później, rejestrowana wartość spadła jeszcze o centymetr, jednak i ten stan rzeczy nie utrzymał się długo. Około ósmej wieczorem wodowskaz zanotował kolejny rekord (6 cm).

Niestety – według prognoz meteorologicznych – przynajmniej do weekendu nie będzie większych opadów, co będzie sprzyjało dalszemu obniżaniu się poziomu Rzeki. Niewykluczone, że w perspektywie długoterminowej pojawi się konieczność zmiany lokalizacji lub korekcji „zera” punktu pomiarowego. Tymczasem, śledzimy sytuację – hydrologiczny thriller na Wiśle wciąż trwa…

Od rekordu do rekordu? – czyli krótko o niskim stanie wody w warszawskiej Wiśle

Pod koniec czerwca naskrobałem kilka słów o nieciekawej sytuacji hydrologicznej na „moim” odcinku warszawskiej Wisły [LINK]. Widząc, co się dzieje spekulowałem, że w tym roku może zostać pobity dotychczasowy rekord niskiego poziomu wody w Rzece. Niestety, niedługo potem okazało się, że wykrakałem.

Byłem tam w piątek 4 lipca z Marcinem, gdy niedaleko położony wodowskaz („Warszawa Bulwary„) notował nowy rekord (19 cm), a następnie solo w niedzielę 6 lipca, gdy powyższa wartość spadła do 13 cm. Docelowo, aktualne historyczne minimum zostało ustanowione dzień później, i wówczas wodowskaz pokazał zaledwie 11 cm (to tylko trochę więcej niż wysokość typowego ćwierćlitrowego kubka). Później, co prawda, było trochę intensywnych opadów, związanych z napłynięciem nad Polskę masywnego niżu znad Zatoki Genueńskiej, które spowodowały przybory, ale ogólny trend dotyczący ilości wody nie miał prawa radykalnie się odwrócić.

Stan wody rejestrowany na wiślanym wodowskazie „Warszawa Bulwary”, w okresie od 25 czerwca do 5 sierpnia br., z widocznym aktualnym rekordem (11 cm).

Garść zdjęć z koryta warszawskiej Wisły, dokumentujących sytuację w dniu 4 lipca br.

W chwili, gdy piszę te słowa, rzeczony wodowskaz ponownie notuje bardzo niski stan (zaledwie 14 cm) i patrząc na bieżące prognozy, niebawem możemy spodziewać się ustanowienia kolejnego rekordu (tym razem może to być zaledwie siedem centymetrów). Co istotne, poprzednie rekordy padały we wrześniu, nie zaś w pełni lata, gdy wody powinno być więcej.

Nie ma wątpliwości, że sytuacja jest zła, ponieważ mierzymy się ze skutkami zmian klimatycznych, a krajowa gospodarka wodna wciąż nie została dostosowana do współczesnych realiów. Słysząc jednak o kolejnych warszawskich rekordach nie należy (chwilowo) wyobrażać sobie niemal zupełnie suchej Wisły. Warto mieć na uwadze, że stan wody – jako taki – nie jest równy głębokości Rzeki. Liczba na wodowskazie to wysokość lustra wody względem umownego zera w określonym punkcie pomiarowym. Niski odczyt nie mówi więc, jak głęboka jest rynna nurtowa, ani ile wody rzeczywiście płynie korytem. W przypadku Wisły – z uwagi na jej dynamiczny charakter – głębokość w miejscu oddalonym kilka metrów od wodowskazu może znacząco się różnić. O tym, ile wody niesie rzeka informuje jej przepływ. Przy czym, czasem bywa tak, że dwa identyczne stany wody w różnych latach mogą odpowiadać różnym przepływom. Dodatkowo, gdy analizuje się sytuację na warszawskim odcinku Wisły, należy pamiętać, iż jest on specyficzny. Z powodu sztucznego zwężenia koryta (tzw. gorset warszawski) mamy tu do czynienia z szybkim nurtem, który ostro wypłukuje dno. Szacuje się, że w ciągu ostatnich stu lat obniżyło się ono o ponad dwa metry, a w ostatnim czasie proces ten podobno jeszcze przybrał na sile. Wspomnianą erozję z pewnością przyspiesza też to, że z koryta wciąż wydobywa się piasek.   

Niski stan Wisły niesie ze sobą szereg paskudnych skutków (nie tylko dla ludzi), jednak przy podobnych okazjach, media lubią skupiać się na znaleziskach. Nie inaczej jest tego lata. Tym razem pojawiła się informacja, że na wysokości Tarchomina, znaleziony został średniowieczny miecz, ozdobiony krzyżem maltańskim [LINK] (znalazcą był p. Andrzej Korpikiewicz). Krótko potem „wyszła” też osiemnastowieczna szabla [LINK]. Spekulowano ponadto, czy Wisła ujawni kolejne elementy architektury z ładunku zatopionego przez Szwedów w czasach Potopu (był wśród nich m. in. imponujący kamienny orzeł) [LINK], ale z tego, co mogłem zobaczyć na własne oczy, w tym sezonie królują raczej skorodowane emaliowane nocniki, miski i gary, a także denka butelek po winie tudzież skarpety wypełnione piaskiem…

Ciąg dalszy nadrzecznych migawek, „ustrzelonych” w Warszawie tegorocznego lata.

25 czerwca; wypatrując „janówki”

Początek kolejnego lata. Wziąłem dzień wolnego i sączę kawę pośrodku Wisły, nieopodal żerańskiej elektrociepłowni. Świętojańskie wianki osiadły wśród mułu i piasku, między polodowcowymi głazami. Trącając butem sfatygowane wiechcie, myślę o tym, że wciąż nie widać „janówki” – znaczącego wezbrania, które powinno mieć miejsce mniej więcej teraz. Media (na razie) nie wałkują tego tematu, ale wydaje mi się, że tego lata mogą zostać pobite kolejne niechlubne rekordy poziomu wody w Rzece. W zasadzie od wiosny borykamy się z suszą hydrologiczną. Aby coś się zmieniło, potrzeba więc naprawdę solidnych opadów. Tymczasem, jeżeli pada, to raczej punktowo i krótko, za sprawą konwekcji. Generalnie, coby nie mówić – wodne sprawy nie wyglądają najlepiej. Z drugiej strony są i tacy, których na pewno cieszy ta sytuacja. Dla bytujących nad Wisłą wron – oportunistów, łasych na mięso małży i śniętych ryb – niska woda to zawsze czas ucztowania…