Iryzujące szklane cudo

Dawno nie opisywałem żadnych wiślanych znalezisk, dzisiaj częściowo wypełnię tę lukę.

Latem ubiegłego roku, brodząc w Wiśle, na dnie wypatrzyłem coś niebieskawego. Intrygujący przedmiot – po obmyciu go z iłu – okazał się kawałkiem szkła. Nie było to jednak jakieś pospolite szkło w rodzaju denka butelki po piwie 🙂 Mleczno-niebieska znajda z jednej strony miała formę osobliwie zagniecionej, warstwowej masy. Na rewersie nie było warstw, ale na lekko wklęsłej powierzchni również działo się coś ciekawego. Zdobił ją swoisty pejzaż nierówności, zagłębień i wżerów. Całość była obtłuczona na brzegach. Nie będę spekulować, jak powstało to cudo, ani dlaczego znalazło się w Rzece, ale można domniemać, iż spędziło w niej dłuższy czas. Skąd taki wniosek? Powierzchnia obiektu – oglądana pod różnymi kątami – mieniła się kolorami tęczy. Zjawisko optyczne tego rodzaju jest zwane iryzacją (od greckiej bogini Iris) i w przypadku szkła może być skutkiem naturalnie zachodzących procesów. Szklane przedmioty, które długo leżą w wilgotnej glebie – w sprzyjających warunkach – mogą ulegać specyficznemu procesowi starzenia. Woda (o określonym odczynie) wypłukuje ze szkła niektóre z jego składników, czego efektem jest pojawianie się na jego powierzchni wielu super-cienkich warstewek. To właśnie one rozpraszają światło na podobieństwo pryzmatu, dzięki czemu możemy podziwiać swoisty taniec kolorów.

Co ciekawe, znaleziona przeze mnie szklana osobliwość może stać się jeszcze bardziej interesująca. Wystarczy obejrzeć ją w skali „mikro”, wzlatując na skrzydłach wyobraźni. W zbliżeniach jej powierzchni można doszukać się różnych ciekawych rzeczy. Szafirowe góry? Atole wysp na lazurowym morzu? Rozsypane klejnoty? Wielobarwna zorza? Kosmiczne skały? Proszę bardzo! Przeglądając poniższą galerię, możecie sprawdzić to sami…

„Pocztówka” z Łomnej, 8 czerwca

Na plaży w Łomnej diabelnie gorąco. Artur i ja babrzemy się w śliskim szlamie namuliska, przeganiając z miejsca na miejsce roje maleńkich much. Korzystając z okazji, sumiennie pracujemy na miano nadwiślańkich „Czarnych Stóp”. Nieopodal ludzie wypoczywają na kocach. Jakiś grubas z wędką paraduje na golasa, bez cienia żenady prezentując „ptaka”. Pliszka siwa, stojąc na brzegu, niewzruszenie kiwa ogonem. Przepływa kajak, tu i tam biegają zdyszane, ale szczęśliwe psy…

Blaszany kanibal ;)

Podobają mi się rzeźby Józefa Wilkonia, będące integralną częścią karuzeli znajdującej się przy pokamedulskim kościele w Lesie Bielańskim. Wśród nich znajduje się jedna szczególnie żarłoczna ryba. Patrząc na nią można śmiało założyć, że jest to jeden z tych drapieżników, które akumulują w sobie szczególnie dużo metali ciężkich. Raczej nie chcielibyście zobaczyć jej na swoim talerzu 🙂

Nie z tego świata

Czasami naprawdę niewiele potrzeba, by poczuć się, jak na innej planecie.

Są takie dni, że wystarczy po prostu wyczołgać się z namiotu o świcie. Gdy nadrzeczny świat wciąż spowija gęsta mgła, a wzrok nie ma punktu zaczepienia, wschodzące słońce może sprawiać wrażenie układu dwóch gwiazd, których rozproszone światło z trudem przebija się przez atmosferę jakiejś nieziemskiej krainy. Zaspany człowiek może oberwać w głowę takim widokiem, jak młotkiem. W tej jednej chwili czas i przestrzeń zamazują się…

11 lipca

Promienie słońca z łatwością odczyniły już klątwę mgły, a pogoda stała się kapitalna. Sączymy poranną kawę, w międzyczasie pakując sprzęt do plecaków i zwijając wciąż lekko zapiaszczone namioty. Nocą przez okolicę prawdopodobnie przetoczy się burza. Tymczasem Wisła stroi się w welon malowany błękitem nieba oraz miękką bielą chmur. Taki widok zawsze warto uwiecznić…

Wiślane pomidory

Cześć! Chciałbym zakomunikować, że dołączam do klubu tych, którzy nad samym brzegiem Wisły natknęli się na samosiejki pomidorów 🙂 Skąd się tam wzięły? Myślę, że mogły wyrosnąć z niedojedzonych resztek, które wyrzucił jakiś plażowicz, lub z nasion przyniesionych przez rzekę, do której – przy okazji wyjątkowo silnych ulew – czasami zrzucano nieoczyszczone, warszawskie ścieki komunalne.

Czwartego czerwca

Leniwe przedpołudnie nad Rzeką.

Opadająca Wisła pozostawiła po sobie trochę nietuzinkowo wyglądających kawałków czarnego dębu. Niektóre z nich nadawałyby się na designerskie rzeźby. Trafił się także poczerniały możdżeń rogu jakiegoś bydlęcia. Chodząc po wciąż przesiąkniętym wodą piasku trzeba uważać, żeby nie zostać wciągniętym w kurzawkę…