Trzy wrześniowe, wiślane dni (Ujście Radomki – Warszawa, 1-3 września)

Wisła, niby magnes, nieodmiennie mnie przyciąga. Początek września spędziłem w towarzystwie Marcina, spływając z okolic ujścia Radomki do Warszawy moim wysłużonym, aczkolwiek wciąż niezawodnym, nadmuchiwanym „pływadłem”. Przyjemnie było na chwilę skupić się na prostych sprawach, pisząc wersy na wodzie, raz po raz mącąc ją piórem pagaja. Możecie wierzyć lub nie, ale Wisła to potężna siła, która popycha ku morzu nie tylko miliony ton wszelakiej materii, lecz może także wymywać metafizyczny brud świata z zakamarków rozlatanej duszy.

Korzystając z pięknej pogody, delektowałem się otwartą przestrzenią Doliny Środkowej Wisły, gdzie Pani naszych rzek, źródeł i strumieni, wciąż na nowo tworzy swoje dzikie autoportrety. Pozostając w objęciach meandrującej Rzeki, wędrowaliśmy wzrokiem po wysokich, zerodowanych brzegach bezludnych wysp. Sunąc przed siebie, podziwialiśmy dostojne czaple białe i czarne bociany. Mówiąc o ptakach (oczywiście było ich wiele), to najbardziej zapadły mi w pamięć duże stada czajek, zasępiony ślepowron oraz kwokacz, który ganiał za rybkami na płyciźnie, tnąc wodę swoim długim dziobem, jak nożem. W nocy, z piątku na sobotę, niedaleko ujścia Pilicy, ze snu wyrwały nas porykiwania łosi, którym gorliwie wtórowała sowa (wszystko działo się w blasku nisko zawieszonego, trupio-żółtego księżyca). Dzień później, półleżąc przy ognisku, wsłuchiwaliśmy się w rozmaite dźwięki wydawane przez bobry – jęki, chrząknięcia, mruknięcia i pluski. W międzyczasie widzieliśmy też halo wokół słońca (zjawisko optyczne) oraz pociąg widmo, wiozący na wschód groźny, pancerny ładunek. Wisła obdarowała nas obu – Marcin na jednej z piaszczystych ławic znalazł pióro żurawia, którym postanowił udekorować swój kapelusz. Ja tymczasem wróciłem do domu bogatszy o lotkę bielika oraz nowy okruch wiedzy, dotyczący wymyków szarawych. W ciemności – w świetle latarki – oczy tych sporych, ale niezwykle trudnych do zauważenia na piasku pająków świecą, jak diamenciki. Czy są one liczne nad Wisłą? Musicie sprawdzić to sami…

Sokora spod grudziądzkiej Cytadeli – nowa najgrubsza (znana) topola w Polsce

Jak myślisz, czy w dzisiejszych czasach – w erze cyfrowej rewolucji – nad Wisłą wciąż można dokonać jakiegoś wyjątkowego odkrycia?

Aby odpowiedzieć na powyższe pytanie, musimy skierować swoją uwagę na jedno z miast, usytuowanych na prawym brzegu Wisły, w specyficznym rozszerzeniu jej doliny. Tym miastem jest Grudziądz, którego centrum znajduje się na 835-tym kilometrze żeglownego biegu Rzeki. Chyba każdy, kto widział jego zabudowę z nadrzecznej perspektywy, przyzna, że prezentuje się ona niezwykle malowniczo. Jest tak przede wszystkim dlatego, że ta znana z gotyckich zabytków miejscowość osadzona jest na dwóch wysoczyznach, powstałych tysiące lat temu w wyniku erozyjnej działalności wód glacjalnych (meandrująca Prawisła), które zmieniały tu swój kierunek. Wzgórza te zwane kępami, stromymi, podciętymi stokami opadają ku Rzece. Wysoczyzna położona bardziej na północ (tzw. Kępa Forteczna, wznosząca się na wysokość 86 m n.p.m.), niedługo po pierwszym rozbiorze Polski stała się obiektem zainteresowania władz Prus, w granicach których znalazł się Grudziądz. W miejscu tym, dostrzeżono dogodną lokalizację na wybudowanie Twierdzy, która miała stanowić kluczowy punkt obrony wschodniej flanki państwa. Prace nad tą fortyfikacją zakończono w 1789 roku i, mimo późniejszych zawirowań dziejowych, w sporej części zachowała się ona do naszych czasów. Grudziądzka Cytadela nie ma już, co prawda, dawnego znaczenia, ale wciąż znajduje się w rękach wojskowych. Co ciekawe, trudno dostępny teren oraz odstraszająca obecność wojska sprawiły, że w lesie u podnóża Kępy Fortecznej mogło przetrwać coś jeszcze…

Widok z lotu ptaka na grudziądzką Cytadelę [Źródło: „Szlakiem fortyfikacji Dolnej Wisły”].

W 2016 roku na facebookowym fanpage’u Rejestru Polskich Drzew Pomnikowych (RPDP; aktualnie jedno z najważniejszych źródeł informacji na temat polskich drzew), p. Andrzej Sulej (który kilka lat wcześniej został powołany na ćwiczenia rezerwy do jednej z jednostek stacjonujących na terenie grudziądzkiej Cytadeli) podzielił się interesującym zdjęciem. Na tej fotografii stoi on przy okazałej topoli, na którą trafił włócząc się po okolicy. Niestety, mimo entuzjastycznych komentarzy i spekulacji dotyczących rozmiaru drzewa, mijały kolejne lata, a ono wciąż pozostawało niezweryfikowane i nie było przesłanek, by sądzić, że coś w tej materii niebawem się zmieni.

Fotografia topoli czarnej spod grudziądzkiej Cytadeli z 2007 roku, autorstwa p. Andrzeja Suleja, opublikowana na facebookowym fanpage’u Rejestru Polskich Drzew Pomnikowych [Źródło].

Jako grudziądzanin z pochodzenia oraz miłośnik nadwiślańskich topoli czułem, że nie mogę tej sprawy tak pozostawić. W maju tego roku coś mnie ruszyło i nie było już odwrotu. Miałem silną potrzebę działania. Najpierw zabawiłem się w detektywa. Przeprowadziłem wstępne rozpoznanie, korzystając z dobrodziejstw wysokiej rozdzielczości ortofotomapy, udostępnionej na stronie Geoportalu Krajowego [LINK], a następnie, po wstępnym wytypowaniu dokładnej lokalizacji drzewa (do tej pory było znane jedynie jego przybliżone położenie), skontaktowałem się z p. Piotrem Gachem (twórca RPDP; sekretarz Sekcji Drzew Pomnikowych Polskiego Towarzystwa Dendrologicznego (PTD)). Wymieniliśmy maile i inicjatywa szybko zaczęła nabierać kształtu. Wkrótce, dzięki p. Piotrowi, miałem „błogosławieństwo” jeszcze trzech innych członków PTD (p. Ernest Rudnicki, dr inż. Marek Maciantowicz oraz p. Krzysztof Borkowski) i szykowałem się do znalezienia drzewa w terenie. Miałem ocenić jego stan oraz wykonać pierwsze pomiary. Nie mogłem się doczekać.

Według informacji, które udało mi się zdobyć, wytypowana przeze mnie lokalizacja znajdowała się poza terenem wojskowym, co oszczędziło nam potencjalnie żmudnego procesu przełamywania barier administracyjnych. Do Grudziądza pojechałem w piątek 7 lipca br. Problem polegał na tym, że postanowiłem dotrzeć do sokory idąc ku niej brzegiem Wisły. Aby tego dokonać, musiałem najpierw zejść w dół stromym, zalesionym jarem, biegnącym w dół Kępy Fortecznej, a następnie – w pocie czoła – brnąć przez nadrzeczną „dżunglę”. Przy okazji miałem w planach wypróbowanie elektronicznego odstraszacza kleszczy, jednak przebijając się przez łany wysokich pokrzyw i splątaną gęstwę innej „zieleniny” szybko zgubiłem tę zabawkę 🙂 Po wszystkim byłem mokry jak szczur, ale widok drzewa był warty każdego wysiłku. Ku mojej radości, topola wciąż żyła i okazała się prawdziwą olbrzymką, wyciągającą rosochate ramiona ponad gąszcz krzewów i podrostów innych drzew. Stojąc pod nią, niemal u stóp Kępy Fortecznej, jakieś sto metrów od brzegu Rzeki, oczami wyobraźni widziałem ją w roli patronki tutejszego lasu. Zmierzenie obwodu potężnego pnia, z uwagi na jego usytuowanie (skarpa) oraz to, że na miejscu byłem w pojedynkę, okazało się dość karkołomnym zadaniem (pomiar, z którego byłem zadowolony, wykonałem dopiero podczas drugiej wyprawy – trzy tygodnie później).

Wykonane przeze mnie pomiary wykazały, że drzewo, które w 2007 roku zwróciło uwagę p. Suleja ma rekordowe w skali kraju rozmiary. A zatem – zupełnie niespodziewanie – przypadł mi zaszczyt obcowania z nową najgrubszą polską topolą. Istnienie tego wiekowego drzewa jest najlepszą odpowiedzią na zadane na wstępie pytanie.

Pierwsze spotkanie z najgrubszą (znaną) polską topolą (7 lipca 2023 roku).

Obwód pierśnicowy pnia naszej topolowej matrony wynosi aż 968 cm. Zestawienie jej z innymi przedstawicielami rodzaju Populus z Rejestru Polskich Drzew Pomnikowych [LINK] pokazuje, że na terenie Polski zbliżonym, lecz wciąż nieco mniejszym, obwodem może pochwalić się jedynie jedno pomnikowe drzewo, należące do tego samego gatunku („Topola Mariańska”, rosnąca na terenie rolniczym w Ostromecku). Przy czym należy podkreślić, że sokora spod Cytadeli wyrosła na skarpie, przez co wartość obwodu jej pnia mierzona zgodnie z zasadami dendrometrii wypada dla niej niekorzystnie (tzn. jest zaniżona w stosunku do przypadku, gdyby drzewo rosło na równym terenie). Mimo tego, wartość obwodu jest imponująca. Co istotne, biorąc pod uwagę wszystkie żywe topole czarne wzmiankowane w serwisie „Monumental Trees”, stanowiącym bogatą bazę informacji o monumentalnych drzewach rosnących na całym świecie [LINK], bohaterka niniejszego wpisu plasuje się w pierwszej dziesiątce najgrubszych przedstawicieli swojego gatunku. Na wysokości około trzech metrów pień rozwidla się na dwa masywne przewodniki. Stan drzewa jest zły, jednak zadowalający biorąc pod uwagę jego sędziwy wiek. Jeden z przewodników jest paskudnie wyłamany i leży u podstawy pnia, po zachodniej stronie drzewa (uszkodzenie nastąpiło stosunkowo niedawno – maksymalnie dwa i pół roku temu). Na pniu widoczne są martwicze otwarcia, jednak na większości obwodu jest on raczej funkcjonalny.

Topola czarna spod grudziądzkiej Cytadeli w lipcu 2023 roku. Pień drzewa kryje się wśród gęstej nadwiślańskiej roślinności.

Już po powrocie do Warszawy wciąż czułem ogromną motywację do działania. Mając oparcie w pozostałych uczestnikach przedsięwzięcia, wysmażyłem szkic wniosku o nadanie drzewu statusu pomnika przyrody i – po ostatecznym doszlifowaniu treści – w ubiegły piątek złożyliśmy go na ręce Prezydenta Grudziądza (p. Maciej Glamowski). Pismo umotywowaliśmy nie tylko tym, że obwód drzewa wybitnie przekracza ustawowe kryteria, ale że można je ponadto traktować jako rodzaj symbolicznej osi, wokół której można budować interesującą opowieść związaną z lokalną historią. Wiadomym jest, że sędziwe drzewa są niemymi świadkami wydarzeń historycznych, długością życia przewyższają bowiem wiele ludzkich pokoleń. Nie inaczej jest w przypadku opisywanej kandydatki na pomnik przyrody. Wartość obwodu jej pnia nie mieści się w skali tabeli szacowania wieku dla jej gatunku, zatem spokojnie można założyć, że początki jej istnienia mogą sięgać lat 1770−1820 (niewykluczone, że drzewo jest starsze, jednak nie da się tego stwierdzić bez przeprowadzenia specjalistycznych badań terenowych). Oznacza to zatem, że jej trwanie może zazębiać się z momentem wmurowania kamienia węgielnego Cytadeli (1776 rok), czasami Kampanii Napoleońskiej 1806−1807, gdy grudziądzka Twierdza była oblegana i przechodziła swój pierwszy chrzest bojowy. Z pewnością była ona świadkiem internowania wojsk polskich po Powstaniu Listopadowym, a w czasach bardziej współczesnych – burzliwych wydarzeń pierwszej i drugiej wojny światowej. Biorąc pod uwagę powyższe, drzewo mogłoby nosić miano „Topoli Powstańców Listopadowych” (na cześć żołnierzy polskich biorących udział w tym ważnym zrywie niepodległościowym, więzionych później w Cytadeli) lub „Grudziądzanki”, by jednoznacznie skojarzyć je z miastem, w którym ono wyrosło. Dodatkowo, ustanowienie pomnika i promowanie go w kontekście historycznym, świetnie wpisywałoby się w inicjatywę powstania Parku Kulturowego „Cytadela Twierdzy Grudziądz” – oczywiście, jeśli inicjatywa, o której pomyśle kiedyś czytałem, doszłaby ostatecznie do skutku.

Najgrubsza topola w Polsce – obejrzyjmy ją z bliska…

Pomijając wątki opisane powyżej, dla mnie drzewo odkryte przez p. Suleja jest przede wszystkim ważnym elementem nadwiślańskiego otoczenia. Wisła wciąż zdumiewa mnie bogactwem i wyjątkowością swojej przyrody. Nie chodzi o fascynowanie się tym, co największe, najgrubsze, najstarsze (i inne naj), ale o to, że w nadrzecznej „dżungli” wciąż można znaleźć nieznane, wiekowe egzemplarze naszych rodzimych drzew, których istnienie ma niebagatelne znaczenie dla prawidłowego funkcjonowania całego nadrzecznego ekosystemu. Topole czarne niegdyś występowały powszechnie, dziś – głównie z naszej winy – są drzewami zagrożonymi wyginięciem (zaakcentowano to m.in. w Rezolucji nr 2, uchwalonej na konferencji ministrów środowiska w Strasburgu, dotyczącej ochrony leśnych zasobów genowych w Europie). „Patriotyzm” to obecnie bardzo modne słowo, ale wiele osób wydaje się zapominać, że patriotyczna postawa to także dbałość o nasze naturalne dziedzictwo. Nie zapominajmy zatem o naszych sędziwych sokorach. Wręcz przeciwnie, mówmy o nich jak najwięcej, by świat miał szansę dowiedzieć się o ich istnieniu. Niewykluczone, że nim obrócą się w próchno, będą włączane w działania związane z reintrodukcją oraz ochroną puli genowej swojego gatunku.

Podsumowując, mamy nową najgrubszą topolę, ale moim zdaniem nie jest to koniec historii. Wciąż bowiem wierzę, że dolina Wisły może skrywać jeszcze inne podobnej klasy drzewa. Kto wie, być może będę miał jeszcze zaszczyt uczestniczyć w prezentowaniu ich światu…


Na zakończenie pragnę podziękować Panom Piotrowi Gachowi, Ernestowi Rudnickiemu, Krzysztofowi Borkowskiemu oraz Markowi Maciantowiczowi za cenne merytoryczne wsparcie i udzielony kredyt zaufania.

15 lipca, popołudniowe brodzenie

Piątek po pracy. Artur zostaje z Olą, a ja zasuwam nad Wisłę. Brodząc w ciepłej wodzie, będę cieszył się chwilą. Marcin szuka drewna do swoich projektów (planuje robić rękojeści noży), natomiast ja – pętając się między polodowcowymi głazami – badam wzrokiem piktogramy odciśnięte w błocie przez ptasie stopy. Pobudzone wrony fruwają między wyspami. Nawołują się brodźce. Jest świetnie – w powietrzu unosi się zapach przygody. W odróżnieniu od zimorodka, który poleciał gdzieś z rybą, jakiś dziadek na łódce, nie może nic złowić…

„Pocztówka” z Łomnej, 8 czerwca

Na plaży w Łomnej diabelnie gorąco. Artur i ja babrzemy się w śliskim szlamie namuliska, przeganiając z miejsca na miejsce roje maleńkich much. Korzystając z okazji, sumiennie pracujemy na miano nadwiślańkich „Czarnych Stóp”. Nieopodal ludzie wypoczywają na kocach. Jakiś grubas z wędką paraduje na golasa, bez cienia żenady prezentując „ptaka”. Pliszka siwa, stojąc na brzegu, niewzruszenie kiwa ogonem. Przepływa kajak, tu i tam biegają zdyszane, ale szczęśliwe psy…

Czternastego maja

Wyspa na rzece. Ukrywasz łódkę pośrodku nawłociowiska, a potem zagłębiasz się w rozedrganą zieleń łęgu, żywiąc nadzieję, że zdołasz uchylić rąbka tajemnicy tego lądu bez ludzi. Wędrując dróżkami wydeptanymi w zielsku przez łosie, starasz się wyzbyć myśli o sobie. Jesteś wzrokiem, słuchem, dotykiem i węchem. Idziesz bez celu, brodząc po pas w morzu pokrzyw i splątanej przytulii, nie bacząc na to, że kleszcze stale próbują cię dopaść. Nie raz i nie dwa pakujesz się w wodę lub błoto, ale nie tracisz pogody ducha. Trud drogi jest niczym, gdy nagrodą są pejzaże niedostępne dla wzroku rozpieszczonych mieszczuchów…

Część z powyższych zdjęć jest autorstwa Marcina.

Róg jednorożca ;)

Dzisiaj jestem zadowolony, ponieważ udało mi się wyciągnąć Marcina nad Wisłę. Oprócz błota na spodniach i butach, mój koleżka zabrał do domu siatę owocników żółciaka siarkowego (grzyb nazywany czasem leśnym kurczakiem), które wypatrzył na pniu obumierającej wierzby, na jednej z rzecznych wysp. Ja natomiast wzbogaciłem swoją kolekcję drewnianych osobliwości o coś przypominającego róg jednorożca 🙂