Noc spadających gwiazd (12/13 sierpnia)

Od jakiegoś czasu po głowie chodziła mi noc z 12 na 13 sierpnia. Namówiłem Marcina, by choć na kilka godzin wyskoczyć z dzieciakami za miasto. W Łomnej, nad brzegiem Wisły, rozłożyliśmy się z karimatami i kocem, aby oglądać coroczne maksimum roju Perseidów. W teorii można zobaczyć nawet sto meteorów w godzinę… w praktyce – księżyc świecił jak reflektor, więc naliczyliśmy ledwie kilka. Artur, wierny tradycji, szeptał życzenia. Najbardziej oryginalne? „Żeby zmienić się w pingwina„. Rankiem okazało się, że magia nie zadziałała. Uf! Już się bałem, że będziemy musieli zainwestować w kostkarkę do lodu i hodowlę karasi 😉

W załączeniu – rysunek pingwina, wykonany przez zainteresowanego.

Wiślany „driftwood” / astro-dinozaur :)

Zdarza się, że rodzinne plażowanie nad Wisłą prowadzi do wejścia w posiadanie niebanalnej rzeźby. Tak było m. in. jakieś dwa i pół roku temu, kiedy znalazłem cudacznie wyglądającą pozostałość jakiegoś zatopionego drzewka. Gdy wróciliśmy do domu, Artur odłamał jeden z korzeni i tak – praktycznie zerowym nakładem sił – powstało coś w rodzaju astro-dinozaura (kreatura ma nawet dziurę w zadku 🙂 ). Na poniższych zdjęciach możecie zobaczyć, jak to dzieło Rzeki i Artura prezentuje się dzisiaj. „Driftwood” z Wisły? Lubię to!

„Pocztówka” z Łomnej, 8 czerwca

Na plaży w Łomnej diabelnie gorąco. Artur i ja babrzemy się w śliskim szlamie namuliska, przeganiając z miejsca na miejsce roje maleńkich much. Korzystając z okazji, sumiennie pracujemy na miano nadwiślańkich „Czarnych Stóp”. Nieopodal ludzie wypoczywają na kocach. Jakiś grubas z wędką paraduje na golasa, bez cienia żenady prezentując „ptaka”. Pliszka siwa, stojąc na brzegu, niewzruszenie kiwa ogonem. Przepływa kajak, tu i tam biegają zdyszane, ale szczęśliwe psy…